środa, 27 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 11

Urodzę to dziecko. Przyłożyłam rękę do policzka i powoli wstałam. Aż do następnego dnia nie wychodziłam ze swojego pokoju. Usłyszałam kroki i natychmiast otworzyłam oczy, powoli przesuwając ręką pod poduszkę, gdzie znajdował się nóż. Zaczęłam ciężej oddychać, ale starałam się nie dać po sobie poznać, że już się obudziłam.
- Spokojnie, to tylko ja. - wychrypiał Paul, a po chwili usiadł na moim łóżku.
Odłożyłam nóż i otworzyłam oczy. Mężczyzna patrzył na mnie ze współczuciem, mieszanym ze wstydem.
- Przepraszam. - szepnął, wyciągając dłoń, żeby dotknąć mojego obolałego policzka, na co się odsunęłam. - Jest mi cholernie wstyd. Nie powinienem się tak do Ciebie odzywać, ani tym bardziej  podnosić ręki, ale..ja nie mogę znieść myśli, że, że on Cię dotykał. Robił to czego ja nigdy nie będę mógł, a teraz...Ty...masz w sobie jego dziecko. - zacisnął mocno szczękę, łapiąc się za głowę. - Kiedy Cię ujrzałem tam...u Dominica, byłem gotów zabić każdego, kto chciał podbić moją cenę. Chciałem Cię mieć, ale nie mogłem Ci kupić wolności. Wiem, że po części przeze mnie masz spieprzone życie. Byłem samolubny wtedy, musiałem Cię mieć. Mogłaś trafić lepiej, a tymczasem wpakowałem Cię do piekła. Przepraszam, naprawdę przepraszam. Ja...po prostu...kocham Cię. - wymruczał, nie patrząc na mnie.
Leżałam, zastanawiając się co mu odpowiedzieć. Nie kocham go, chociaż był przy mnie zawsze. Jest tylko moim...przyjacielem. Nie, to słabe słowo. Uratował mi życie. Wtedy kiedy mogłam się wykrwawić, kiedy zabrał mnie od tych ludzi i kiedy przychodziłam do mieszkania ledwo żywa, po zabiciu tych zwyrodnialców.
- Wiem, że mnie nie kochasz. - zaśmiał się gorzko. - Nie oczekuję tego od Ciebie, chcę tylko, żebyś mi wybaczyła. - westchnął, w końcu na mnie patrząc.
- Urodzę to dziecko. - wychrypiałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Stella...masz zacząć prawo, dziecko tylko wszystko skomplikuje.
- Dam radę. - powiedziałam stanowczo. - Urodzę to dziecko i albo mi pomożesz, albo odejdę.
Mężczyzna patrzył na mnie zranionym wzrokiem, po czym spuszczając głowę, mruknął ciche 'tak'.
Wstałam z łóżka i nałożyłam na siebie podomkę. - Dzisiaj wylatuję, żeby odwiedzić Amelię Lincoln.
- Stella, zostaw to mi. - warknął Paul, wstając. - Daj już spokój z zabijaniem, niech wszyscy zapomną o LoveLace.
- O nie, ona też powinna zapłacić. Skoro ma jakieś dowody, musi zginąć, albo przynajmniej wyrwę jej język i pozbawię oczu.
- Stella...
- Lecę tam i nie zatrzymasz mnie. - powiedziałam poważnie, patrząc mu prosto w oczy. - Możesz lecieć ze mną.
- Nie puściłbym Cię samej. - pokręcił głową, zaciskając usta w wąską linię.
- W takim razie, mamy samolot za dwie godziny. Pozwolisz, że się przygotuję?
- Jasne. - skinął głową, wychodząc.
Po zamknięciu drzwi od razu poszłam pod prysznic, gdzie zafarbowałam włosy zmywalną warbą na kasztanowy kolor, następnie, nie patrząc w lustro, zaczęłam się ubierać, dopiero wtedy mogłam na siebie spojrzeć. Kiedy byłam już zakryta, wyglądałam jak normalna kobieta. Poprawiłam żakiet i wyszłam z łazienki, od razu podchodząc do toaletki, gdzie znajdowała się moja biżuteria. Włożyłam złoty zegarek, natomiast zdjęłam naszyjnik od Justina, w razie gdyby ktoś mi go zerwał. Popsikałam szyję perfumami chanel i wyszłam z pokoju.
- Nie potrzebni nam są ochroniarze. - wyprzedziłam Paula, zanim zdążyłby pomyśleć o zabraniu ze sobą ludzi. - Sama to załatwię. - wydęłam nieco usta, unosząc lekko brodę.
- Dobrze. - odpowiedział, przymykając na chwilę oczy, jakby starał się powstrzymać drzemiący w sobie gniew, czy złość. - Tu są Twoje nowe dokumenty. - wręczył mi brązową kopertę, której zawartość natychmiast wysypałam na rękę. Paszport i dowód osobisty.
- Naomi Jackson. - szepnęłam do siebie.
- Tak, a ja nazywam się Nicolas Elgort.
- Świetnie, ale...kiedy przygotowałeś dokumenty? - zmarszczyłam brwi.
- Wtedy kiedy zostałaś Stellą, musisz mieć kilka nazwisk.
- Dzięki. - pomachałam paszportem i włożyłam go do torebki. - Możemy jechać?
- Tak. - skinął, otwierając mi drzwi.
- Pojedziemy sami, prawda?
- Tak. - odpowiedział, odblokowując samochód.
Po niespełna dwudziestu minutach byliśmy już na lotnisku, kupiliśmy bilety i zostaliśmy odprawieni dalej.
Czy się boję? Nie. Strach jest dla słabych, ja idę do przodu, ale, żeby tego dokonać, muszę najpierw po sobie posprzątać. Amelia jest przeszkodą do mojego nowego życia. Nie wiem jakie dowody ma, ale one na pewno nie mogą ujrzeć światła dziennego.
Kiedy zostałam obudzona, byliśmy już na miejscu. Złapałam w dłoń torebkę i wyszłam wraz z Paulem. Pod lotniskiem czekała już na nas taksówka, która zabrała do hotelu najbliżej położonego rezydencji Amelii. Weszłam do pokoju i od razu podeszłam do okna, żeby spojrzeć na okolice. Anglia. Wiecznie będzie kojarzyła mi się z ciągłym deszczem i burdelem. Skrzywiłam się i podeszłam do łóżka. Wysypałam zawartość torebki na pościel.
- Masz jakiś plan? - szepnął Paul tuż za moimi plecami.
- Nie potrzebuję go. Znam dom jak własną kieszeń. - zaśmiałam się gorzko, patrząc na białe gumowe rękawiczki i szarą taśmę klejącą.
- Co jej zrobisz? - spytał.
- Najpierw dowiem się jakie ma dowody, a później sprawię, że nie będzie mogła widzieć, ani mówić. - uśmiechnęłam się, chowając rękawiczki wraz z taśmą klejącą do kieszeni.
- Uważaj na siebie. - westchnął.
- Spokojnie, wrócę przed 3. - przejechałam ręką po włosach, żeby być pewną, czy są w ładzie. Spojrzałam na zegarek, gdzie dochodziła 1. To czas by kogoś zabić, albo przynajmniej dotkliwie skrzywdzić. Cóż, LoveLace powraca.
- Zawiozę Cię. - oznajmił, wkładając na siebie marynarkę. - I zaczekam.
- Jak chcesz. - pokręciłam głową , kierując się do wyjścia.
- Nie możesz zostawić żadnego śladu, pamiętasz?
- Tak Paul. Zabiłam tylu ludzi, że nie sposób tego zapomnieć. - mruknęłam gorzko.
- Przepraszam.
Wsiedliśmy do wypożyczonego samochodu i odjechaliśmy. Mimo, że wynajęliśmy hotel najbliższy rezydencji, i tak droga samochodem trwała 20 minut.
- Okej. - spojrzałam na Paula. - Jeśli nie wrócę za godzinę, odjedź.
- Wiesz, że tego nie zrobię. - zacisnął mocno szczękę, patrząc przed siebie.
- Paul. - powiedziałam ostro. - Masz odjechać, jeśli nie wrócę. - Otworzyłam drzwi i po cichu wysiadłam, zakładając gumowe rękawiczki.
Teraz pytanie, jak załatwić ochroniarzy? Mam ze sobą tylko nożyczki z pokoju hotelowego. Na lotnisko nie wpuściliby mnie z bronią. No dobrze, uciekłam stąd, a później wróciłam, żeby zabić tą gnidę. Muszę postępować tak jak wtedy. Stanęłam przed bramą i nabrałam głęboko powietrza do płuc. Witaj z powrotem. Zamknęłam na chwile oczy, po czym ruszyłam za rezydencję, gdzie było osobne wejście dla służby, ochroniarze zawsze byli z przodu i z tyłu domu, a wejście jest z boku. Wyjęłam wsuwkę z włosów, którą wpięłam już wcześniej do otworzenia zamka. Rozłożyłam powoli metal i wsadziłam w dziurkę od klucza. Po chwili zamek ustąpił i mogłam już wejść. Zacisnęłam dłonie w pięści, rozglądając się na boki, przeszłam krok i zauważyłam biegnące w moją stronę psy. Cholera. Niewiele myśląc, ruszyłam biegiem do wejścia. Nim psy zdążyły do mnie dobiec, już zamykałam za sobą drzwi. Ciekawe jak stąd wyjdę. Obróciłam się na pięcie i rozejrzałam po kuchni. Podeszłam do szuflady, którą otworzyłam i wyjęłam z niej srebrny nóż. Nie chcę nikomu zrobić krzywdy oprócz Amelii, ale mogę być do tego zmuszona. Przejrzałam się w ostrzu noża, które jeszcze dzisiaj zostanie poplamione krwią, po czym ruszyłam w głąb domu, wcześniej wyłączając w piwnicy zasilanie, czyli alarm również. Teraz w domu nie ma prądu, chociaż i tak wszystkie światła były pogaszone. Nabrałam głęboko powietrza do płuc i spojrzałam na swoją drżącą rękę, pamiątka po Lincolnie. Zacisnęłam pięści i ruszyłam po schodach. Po chwili byłam na przeciwko drzwi od sypialni Amelii. Trzymając dłoń na gałce, na chwilę przymknęłam oczy. To będzie ostatni raz, kiedy kogoś skrzywdzę. Ostatni. Przekręciłam srebrną klamkę i weszłam do sypialni. Jest tak ogromna jak supermarket. Światło księżyca padało wprost na samotnie śpiącą kobietę. Zaciskając szczękę, podeszłam do łóżka, na którym zaraz usiadłam i zaczęłam powoli głaskać kobietę po głowie.
- Amelia. - zaczęłam szeptać, jednak to nie było w stanie obudzić blondynki. - Amelia.- powiedziałam nieco głośniej, na co kobieta zaczęła się wiercić, aż otworzyła leniwie oczy. Nim wydała z siebie jakikolwiek dźwięk, przyłożyłam jej nóż do gardła, a drugą ręką zasłoniłam usta. - Dobrze Cię widzieć. - uśmiechnęłam się. Wiesz kim jestem?
Przerażona blondynka pokręciła panicznie głową.
- Wypowiadając się na mój temat w telewizji, powinnaś się liczyć z tym, że zrobię wszystko, by nikt się nie dowiedział o mnie choćby jaki mam kolor włosów. Postąpiłaś bardzo niemądrze. - pokręciłam głową. - Teraz zdejmę dłoń z Twoich ust, a Ty nie będziesz krzyczała, bo jeśli tak, bardzo powoli Cię zabije, a nie przyszłam tu po to. Rozumiemy się? - spytałam, zbliżając swoją twarz do kobiety.
- Mhm. - wydusiła, kiwając twierdząco głową.
Uśmiechnęłam się i powoli zdjęłam dłoń z ust blondynki.
- Tak więc...co to za dowody posiadasz na mój temat? - spytałam, prostując się.
- Nic nie mam. - odpowiedziała ochrypłym głosem.
- Amelia, nie musisz kłamać. - pokręciłam głową. - Dobrze wiem, że coś masz i nie wyjdę stąd bez tego. Więc..gdzie to masz? - spytałam, nie przestając się uśmiechać. - No dalej Amelia, im prędzej mi to dasz, tym szybciej zniknę.
- Najpierw zdejmij nóż z mojego gardła.
- Jak sobie życzysz. - jak poprosiła, tak zrobiłam. - No więc? - uniosłam brew, kiedy kobieta nic nie mówiła.
Blondynka podkuliła nogi i zeskoczyła z łóżka, jednak w miarę szybko, złapałam ją za włosy i pociągnęłam na podłogę. - Nie igraj ze mną! - wysyczałam.
Amelia tylko gorzko się zaśmiała. - Są zdjęcia. Dużo zdjęć. - prychnęła.
Czułam jak krew odpływa z mojej twarzy i cała drętwieję.
- Jakie zdjęcia? - wydyszałam.
- Myślisz, że kto przynosił Ci jedzenie i wodę, jak spałaś, Ty głupia dziwko!
Patrzyłam na nią oniemiała i zeszłam z niej, siadając na podłodze.
- Och, wiem o wszystkim. Wiem jak wyglądasz. Musiałam zrobić kilka zdjęć, ten brutal chciał się ze mną rozwieść, ale gdybym opublikowała zdjęcia, byłby skończony. - westchnęła wstając. - Nie mógł się ze mną rozwieść. Inaczej zostałabym z niczym, ale Ty...pomogłaś mi, zabijając go. Nie dość, że odziedziczyłam fortunę, to uwolniłam się od tego skurwysyna.
- Dlaczego..- próbowałam dokończyć, ale nie byłam w stanie
- Dlaczego Ci nie pomogłam? - spytała, odpalając papierosa. - To proste, znęcając się nad tobą, mi dał spokój. - uśmiechnęła się, wypuszczając dym z ust.
- Nie masz serca. - pokręciłam głową.
- Powiedziała kobieta, która wymordowała ok 30 mężczyzn. Proszę Cię, z nas dwóch, to Ty nie masz serca. - zaśmiała się.
- Gdzie są te zdjęcia? - odchrząknęłam, wstając.
Blondynka podeszła do komody, wyciągnęła walizkę, a z niej zdjęcia w brązowej kopercie.
- Już nie są mi potrzebne. - powiedziała, rzucając kopertę w moją stronę.
- Skąd mogę być pewna, że nie masz kopii? - spytałam, podnosząc kopertę.
- Nigdy nie będziesz pewna. - zaśmiała się.
- Dlatego zrobię coś, przez co nie będziesz nawet w stanie ich ujawnić, jeśli jeszcze coś masz. - powiedziałam groźnie, po czym rzuciłam się w kierunku kobiety, przewracając ją na podłogę i natychmiast zatykając usta.
- Nie będziesz mogła widzieć, ani mówić. - uśmiechnęłam się szelmowsko.
Blondynka spojrzała na mnie zaszokowana i zaczęła się wiercić, na co uderzyłam ją w głowę, tym samym ogłuszając ją. Odetchnęłam z ulgą i szybko wstałam, żeby wyjąć z kieszeni szarą taśmę. Podniosłam bezwładne ciało kobiety i usadowiłam na krześle. Później zaczęłam ją obklejać taśmą, aż nie była w stanie choćby ''mrugnąć''.Podniosłam z podłogi nóż i nie zastanawiając się, wbiłam go po kolei w każde oko. Normalny człowiek, zwymiotowałby, albo zemdlał w tej sytuacji, ja...ja już nie takie rzeczy robiłam. Kobieta odzyskała przytomność i zaczęła się wiercić, jak i wrzeszczeć z bólu. Korzystając z okazji, kiedy miała otwartą buzię, wsunęłam tam rękę, łapiąc za język, który następnie odcięłam. Słyszałam, jak ludzie wbiegają do domu.
- Już nikt się o mnie nie dowie. - wyszeptałam.
Rzuciłam nóż, złapałam za kopertę i wyszłam oknem, ponieważ wszyscy teraz na pewno przybiegli do domu.
Usłyszałam szczekanie, co oznaczało, że psy znowu mnie wyczuły.
- Stój! - wrzasnął za mną mężczyzna.
Kurwa. Nie mogą mnie złapać. Biegłam ile sił w nogach w stronę wyjścia. Wskoczyłam na bramę, po której się wspięłam. Kiedy już przekładałam nogę na drugą stronę poczułam przeszywający ból w łydce. Ryknęłam, upadając na ziemię. Wtedy pojawiło się przy mnie auto.
- Wsiadaj! - wrzasnął Paul. Co on tu do cholery jasnej jeszcze robi?
Natychmiast się podniosłam, łapiąc za kopertę i wskoczyłam do samochodu, pochylając się, żeby nie dostać kulką.
- Co Ty tu jeszcze robisz? - wyjęczałam, opierając się o fotel.
- Dobrze wiesz, że nie ruszyłbym się bez Ciebie. - syknął, wciskając gaz.
- Musisz ich zgubić. - wydyszałam, pociągając nosem.
- Tylko w nogę dostałaś? - spytał, patrząc na mnie szybko.
- Tak.
W końcu kiedy zgubiliśmy ścigające nas samochody, mogliśmy wrócić do hotelu, co wyglądało na pewno podejrzanie.
- Nic pani nie jest? - natychmiast podszedł do nas portier.
- Poradzimy sobie. - syknęłam, trzymając się ramienia Paula. - Wdepnęłam na gwóźdź. - odpowiedziałam na niewypowiedziane pytanie i ruszyliśmy do windy.
- Co to za koperta? - spytał Paul.
- Ona mnie widziała. - powiedziałam łamiącym się głosem. - i mi nie pomogła. - pokręciłam głową.
- Co masz na myśli? - zmarszczył brwi i pomógł mi wyjść z windy.
- Zrobiła mi zdjęcia, żeby móc szantażować Lincolna, żeby jej nie zostawił.
- Cholera. - szepnął. - To na pewno wszystko?
- Nie wiem, ale jestem pewna, że nie piśnie już ani słowa, ani nie będzie mogła mnie poznać.
- Zabiłaś ją? - zapytał, otwierając drzwi.
- Nie. - pokręciłam głową - Jeszcze nie.

*Justin*
Nie wyjechaliśmy do Anglii tak jak planowaliśmy. Najpierw musieliśmy znaleźć Chandler, co zajęło nam tydzień. Mieszka teraz w Edmonton. Była zaskoczona naszą obecnością, myślała, że przyjechaliśmy ją zabić. 
- Co wy...tutaj? Jak mnie znaleźliście? - spytała ze łzami w oczach, stojąc w drzwiach. 
Mike przewrócił oczami i wszedł do domu. 
- Musimy porozmawiać. - powiedziałem, również wchodząc do domu, w którym byli jeszcze jej rodzice. 
- Chandler? Co Tu się dzieje? - spytała podejrzliwie jej matka. 
- Dzień dobry, to my uratowaliśmy pani córkę i teraz musimy z nią porozmawiać. - powiedziałem, widząc, że Mike nie ma zamiaru pisnąć chociaż słowa. 
- Porozmawiać? O czym? - spytał mężczyzna, podchodząc do nas. 
- Cóż, Chandler okłamała nas mówiąc, że moja dziewczyna nie żyje. - uniosłem brwi, patrząc na dziewczynę. 
- Nie okłamałam. - pisnęła, zalewając się łzami. 
- Proszę opuścić nasz dom, chcemy zapomnieć o tej tragedii. - warknął mężczyzna, wyraźnie zdenerwowany. 
- Niestety nie możemy tego zrobić. Chandler najpierw wyjaśni nam jak było naprawdę. - uśmiechnąłem się do dziewczyny. - Prawda Chandler?
- Ja...- spojrzała na nas spanikowana, a później na rodziców.
- Nic nie musisz mówić, kochanie. Ed, dzwoń po policję. - powiedziała kobieta, przytulając do siebie córkę. 
- Dobra, kolega próbował być miły. Uratowaliśmy waszą córkę, a teraz musi nam się odwdzięczyć i opowiedzieć co się tam działo. - w końcu odezwał się Mike, wyciągając broń. - Więc jak Chan? Powiesz nam co wiesz? 
- Proszę, nie róbcie nam krzywdy! - pisnęła. - Powiem wszystko co wiem. 
- W takim razie, zapraszam do salonu. - mruknął oschle Mike, pokazując pistoletem na salon, do którego wszyscy ruszyliśmy. 
Cała trójka usiadła na kanapie, a ja z Mike'iem na wprost nich.
- Dlaczego powiedziałaś, że Jessica nie żyje. 
- Bo...bo Simon ją zastrzelił. - zadrżała. 
- Dziwne, Alicia powiedziała, że zastrzelił Nicole. - przekrzywiłem głowę.
- Wiesz co narobiłaś? Mogliśmy ją znaleźć! - wrzasnął Mike.
- Mike, spokojnie. - szepnąłem. - Nie zrobimy wam krzywdy, chcemy tylko odnaleźć moją dziewczynę, a jego siostrę. - powiedziałem uprzejmie. 
- Kochanie...powiedz im prawdę. - szepnęła spięta kobieta. 
- Bo ja...ja...- zaczęła się jąkać, przez co jej warga ciągle drgała, oznaczając wybuch płaczu.
- Spokojnie Chandler. - westchnąłem. 
- Pomyliłam się. - wyszeptała.
- Pomyliłaś się? POMYLIŁAŚ? - wrzasnął Mike, wstając. - Przez Ciebie moja siostra męczyła się prze kolejny rok! Bo Ty się pomyliłaś! 
- Mike! - warknąłem. - To nie jej wina, była w szoku. - wycedziłem przez zęby, patrząc groźnie na chłopaka. Może ich wszystkich wystraszyć, a wtedy nic się nie dowiemy. - Opowiedz nam jak to było. - spojrzałem na brunetkę. 
- Lucas...- zaczęła.
- Co? - spojrzałem na nią zaszokowany i w tym samym momencie poczułem jakbym dostał w twarz. 
- Lucas...on nas - zaczęła się bawić palcami. - kupił u Dominica i... zawiózł do Simona.
- Lucas? Wysoki mężczyzna, Amerykanin? Blond włosy? 
- Tak. - pokiwała głową. 
- Kurwa. - pokręciłem głową, łapiąc się za włosy. - Kurwa. - czułem, jak do oczu napływają mi łzy.
- Czy on wam coś zrobił? - spytał Mike. 
- Nie, był dla nas miły, szczególnie dla Jessici...powiedział Simonowi, że będzie się nią opiekował.
- Opiekował? W jaki sposób? - warknąłem, czując narastając złość. Jeśli on położył nie niej choćby palca, zabije go. 
- On uhm...powiedział, żeby Simon oszczędzał Jess, bo Lucas będzie jej klientem.
- Kurwa, dlaczego nie zabiłem tego skurwysyna. - wysapał Mike. - Kurwa. 
- Nic więcej...nie wiem...bo zostałyśmy rozdzielone. - zagryzła wargę, łzy nie przestawały spływać jej po policzkach. 
- Jak rozdzielone? - zmarszczyłem brwi. 
- Każda miała swój pokój. Proszę, nie chcę już mówić. - wydukała, zalewając się łzami. 
- W porządku. - wstałem. - Dziękuję. - skinąłem głową i wyszedłem wraz z Mikiem. 
- Kurwa, kurwa, kurwa. - wrzeszczał brunet, po czym kopnął śmietnik. - Mogłem go zabić i ją uwolnić! kurwa!
Wiedziałem, ze coś jest nie tak z tym kolesiem. Czułem to. Więc to on zrobił jej te blizny.

Po 5 dniach. 
Właśnie wylądowaliśmy i od razu z lotniska jedziemy do pani Lincoln. 
- Co jej powiesz? Że znasz LoveLace? - prychnął Mike.- To może być każda dziewczyna z Lucky Six. 
- Ma jakieś dowody. Muszę wiedzieć jakie. - warknąłem, wysiadając z samochodu. 
Podszedłem do bramy i zadzwoniłem dzwonkiem. 
- Do pani Lincoln. - powiedziałem do domofonu.
- Kto taki? - spytała osoba po drugiej stronie.
- Justin Bieber
- Nie mam pana na liście. - powiedział głos dochodzący z domofonu. 
- Chodzi o LoveLace. Mogę pomóc pani Lincoln. 
Po chwili drzwi ustąpiły. Uśmiechnąłem się do siebie lekko i wszedłem na terytorium pani Lincoln, wraz z Mike'iem. Przy samych drzwiach zostaliśmy dokładnie przeszukani, po czym wpuszczono nas do domu.
- Zaraz przyprowadzę panią Lincoln. Niestety nie może ona mówić. Będzie was tylko słyszała i może pisać krótkie zdania. 
- Co się stało? Ostatnio miała wywiad. - powiedziałem, patrząc zdezorientowany na kobietę. 
- Dwa tygodnie temu LoveLace wycięła język i oczy pani Lincoln. - szepnęła do nas. 
O kurwa.
Wiem, że rozdział jest tandetny i głupi, ale następne będą lepsze :) 

26 komentarzy:

  1. omg mam nadzieję że Justin ją w końcu znajdzie i będą razem :o -@thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak tak tak dodałaś nowy rozdział yeah doczekałam się. Rozdział nie jest 'tandetny i głupi' tylko świetny. Nie mogę się doczekać kiedy Justin znajdzie Jessice. Oby znalazł, nie on musi ją znaleźć.
    Czekam na następny.
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać aż on ją znajdzie. Zasługują na to by być razem. Do następnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział zajebisty, bo tylko i wylacznie potrafisz pisać zajebiście. Juz nie mogę się doczekać nexta, weny życzę no i dzięki za rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże tak strasznie nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału, jest świetny i niecierpliwie czekam na następny. I mam pytanie ile rozdziałów opowiadania przewidujesz? Dodajesz w jakieś konkretne dni? Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  6. już chcę kolejny rozdział:))
    niech się już spotkają i żyją cudownie razem
    @PoliShSWaG_

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział CUDOWNY ♥ Nie masz prawa mówić ,że jest tandetny bo to tylko kłamstwo. Nie mogę się już doczekać kolejnego ♥ No pisz go szybciej bo się wkręciłam w akcje xD

    OdpowiedzUsuń
  8. EKSTRA !!!! <3 Nie mogę się już doczeka kolejnego rozdziału .Mam nadzieję ,że dobrze się skończy to opowiadanie bo jak nie to cię znajdę :) Ile przewidujesz jeszcze mniej więcej rozdziałów i KIEDY DODASZ NN ????

    OdpowiedzUsuń
  9. cudowny rozdział pisz dalej ile sie da pisz jak najwiecej

    OdpowiedzUsuń
  10. http://justinbieberbabylovemelikemedo.blogspot.com/ to moje opowiadanie 2 czesc mojego opowiadania pojawi 1 wrzesnia zapraszam do kometowania polecania innym by czytali i kometowali z góry dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  11. https://twitter.com/tofik1997528 mój tt

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne <3 tyle akcji i wgl , kocham :3 z niecierpliwością na niego czekałam i się w końcu doczekałam *o*

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko boska *-*
    Warto było czekać, rozdział jest boski *o*
    Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału :)
    Czekam z niecierpliwością ;3

    OdpowiedzUsuń
  14. Jprdl.. Ekstra.
    Warto było czekać..
    Nadal nie ogarniam jak ona mogła jej to zrobić..
    Czekam nn kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. cholera cholera, nie mogę się doczekać na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Super rozdział jestem ciekawa czy ta żona powie im ze lovelace to Jessica..

    OdpowiedzUsuń
  18. Swietny ;`) /Impbers

    OdpowiedzUsuń
  19. Genialne ; ) Zajebiście piszesz ; )

    OdpowiedzUsuń
  20. Super rozdział, wciąga. Czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. jest naprawde spoko czekalam na ten rozdzial z niecierpliwosci ale oplacilo sie czekam teraz nn xx :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Mam taka ogromna nadzieje, ze oni sie spotkają i pogodzą

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeden z najlepszych rozdzialow jgjhgnvbnbvn

    OdpowiedzUsuń
  24. Boski <3 czekam na nn

    OdpowiedzUsuń