wtorek, 2 lipca 2013

ROZDZIAŁ 9

Nie rozumiałam ich o co im chodziło, ale dobra...W drodze powrotnej tak mi się nudziło, że zasnęłam na ramieniu Justina. Byłam tak zmęczona, że nie miałam sił otworzyć oczu...nie wiem nawet czym się tak zmęczyłam. Czułam jak szatyn niesie mnie do domu. Jego perfumy...były jak narkotyk. Po chwili byłam już na czymś miękkim. Dalej nie otwierałam oczu zaraz poczułam na policzku jego ciepłe usta, starałam się ukryć uśmiech.
Obudziłam się w nocy. Spojrzałam na łóżka obok siebie, wszyscy spali, ale nie dostrzegłam Justina. Zeszłam na dół gdzie było zapalone światło. Przetarłam oczy, kilka razy zamrugałam i przyzwyczaiłam się już do światła.
- Dlaczego nie śpisz? - spytałam siadając na blacie w kuchni. Cholera! Ale on ma klate! Tak! Znowu jest w samych spodenkach
- Jakoś mi się nie chce... - uśmiechnął się - A ty dlaczego wstałaś?
- Obudziłeś mnie - zaśmiałam się
- Przepraszam - powiedział posyłając mi jeden z najsłodszych uśmiechów jakie miał
- Kiedy wraca Mike? - spytałam po czym ziewnęłam
- Jak mu dobrze pójdzie, to może i jutro w nocy
- O co chodzi z tym Manuelem?
- Wiesz co...Mike i tak będzie niezadowolony jak się dowie, że się poznaliście. Lepiej jak będziesz wiedziała tyle co Ci powiedzieliśmy.
- Ale ja chcę więcej - zeskoczyłam z blatu i stanęłam przy szatynie. Nasze ciała prawie się stykały.
- To jak? - stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha
Bieber chyba się lekko zmieszał, od razu ode mnie odskoczył.
- Coś nie tak? - spytałam
- Nie..nie...- powiedział drapiąc się po karku
- Nie podobam Ci się? - Cholera! Dlaczego to powiedziałam?!
- Nie o to chodzi...Jesteś bardzo ładna.. - szepnął
- Więc o co? - podeszłam do niego bliżej
- Jesteś siostrą mojego przyjaciela
Przewróciłam oczami.
- Nie traktujcie mnie jak jakiś pieprzony obiekt z muzeum! - niemalże krzyknęłam
- To nie takie proste. Mike...on Cię Kocha i nie pozwoli na to, żeby jakiś chłopak Cię zranił.
- Masz zamiar mnie zranić?
- Ta rozmowa schodzi na zły tor. Proszę nie utrudniaj mi tego
- Czego? - szepnęłam stając już przy nim.
Po chwili nasze usta się złączyły w jeden pocałunek. On tak cudownie całował. Nie mogłam już dłużej stań na palcach. Szatyn zwinnym ruchem wziął mnie na ręce i posadził na blacie. Dłońmi gładził moje plecy. Moja ręka za to powędrowała w jego włosy delikatnie je mierzwiąc. Po chwili szatyn delikatnie się nade mną pochylał nie przestając całować i los chciał, że spadły noże robiąc przy tym trochę huku. Justin szybko ode mnie odskoczył.
- Przepraszam...nie powinienem - powiedział lekko zdenerwowany i zaczął zbierać noże.
Zeskoczyłam ze stołu i również zaczęłam je zbierać
- A więc żałujesz? - szepnęłam
- Nie - odpowiedział
- Co tu się dzieje? - powiedział zaspany Chaz
- Sorka chłopaki...To moja wina..bo ja... ten...- starałam się jakoś wytłumaczyć
- Dobra nie tłumaczcie się...zachowujcie się ciszej - zaśmiał się Alf i wszyscy wrócili na górę.
Pozbieraliśmy wszystko i odłożyliśmy z powrotem na blat. Między nami zapadła niezręczna cisza.
- Chodźmy spać - w końcu odezwałam się jako pierwsza
- Tak..racja - powiedział szatyn kierując się na kanapę
- Mieliście wszyscy spać w moim pokoju
- Ale wszystko jest pozajmowane.
- Mam dwuosobowe łóżko - parsknęłam śmiechem
- Nie chcę zabierać miejsca Chazowi - zaśmiał się szatyn
- Chodź - wyszczerzyłam się i poszłam razem z szatynem na górę. Poszłam do łazienki i sukienkę zamieniłam na zwykłą bluzkę brata. Wyszłam z łazienki związując włosy w koka, szatyn w tym czasie stał przy łóżku i czekał chyba .. na mnie?
- Dlaczego się nie kładziesz?
- Dziewczyny mają pierwszeństwo - wyszczerzył się
Jeeej...Jakie to słodkie. Wskoczyłam szybko do łóżka, żeby nie musiał już dłużej czekać. Zaraz i on pojawił się w łóżku w bezpiecznie odległości. Obróciłam się na bok i nerwowo zagryzłam dolną wargę. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić, ale...bałam się. Mogłaby być teraz być burza! Czekałam i czekałam, aż wreszcie zasnęłam. Śniło mi się...a raczej śnił mi się Kyle. To wszystko było takie realne. Chciałam się jak najszybciej obudzić. Jego dotyk...przyprawiał mnie o dreszcze...Wszystko powróciło...z tej nocy kiedy Kyle próbował mnie zgwałcić.
- Szzz - usłyszałam czyjś głos, który powoli wyprowadzał mnie z tego koszmaru. Ciepłe dłonie otulały moje policzki. Wreszcie otworzyłam oczy, leżałam w objęciach Justina. Najwyraźniej go obudziłam swoim płaczem i wierceniem się. Mocno wtuliłam się w chłopaka czując się przez to bezpieczniejsza. Mój oddech powoli wracał do normy, serce tak samo, łzy nie płynęły. Dzięki niemu
- Co się stało? - wyszeptał głaszcząc mnie po głowie.
- Miałam zły sen - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Już..spokojnie - szepnął i cmoknął mnie w czoło.
Spokojnie zasnęłam w jego objęciach narkotyzując się jego cholernie odurzającymi perfumami. Tym razem obudziłam się pierwsza. pierwsze co przyszło mi na myśl to...POMALOWANIE ICH tak jak oni mnie! Wstałam ostrożnie z łóżka i powędrowałam po swoją kosmetyczkę. Każdemu zrobiłam makijaż.. róż na policzkach, czerwona lub różowa szminka na ustach, cienie na powiekach. Mieli naprawdę gruby sen. Zrobiłam zdjęcie telefonem i dumna zeszłam na dół w celu zjedzenia czegoś na śniadanie. Spojrzałam na zegarek dochodziła jedenasta, a oni dalej spali? Zjadłam płatki z mlekiem i włączyłam głośno muzykę na wieży, żeby ich obudzić. Na górze słychać było same krzyki i śmiechy. Skapnęli się! Może powinnam była wyjść z domu? Stanęłam w kuchni i postanowiłam upiec ciasto. Delikatnie poruszałam biodrami w rytm muzyki i cicho podśpiewywałam pod nosem. Odwróciłam się i...wszyscy stali przede mną.
- O! Kto was tak ładnie umalował? - uśmiechnęłam się serdecznie do chłopaków.
Cisza. Powoli się do mnie zbliżali.
- Ej! Chłopaki! Przecież wy też mnie pomalowaliście - cofałam się
Nie odpowiedzieli
- Robię ciasto - zaśmiałam się nerwowo i wzięłam w dłoń mąkę. Nie reagowali na żadne moje słowa. Sypnęłam w nich mąką. Nic nie widziałam i nagle poczułam czyjeś ręce na swojej talii, odwróciłam się i to był...Ryan
- Ryan! Błagam - próbowałam powstrzymać śmiech
- Zrobię wszystko! - krzyknęłam.
Nastała cisza, którą przerwał mój telefon. Pozwolili mi odebrać
- Tak?
- Jessica Kochanie. Dlaczego się nie odzywasz do nas? - usłyszałam ciepły głos mamy
- Przepraszam mamo - zagryzłam dolną wargę i odeszłam od chłopaków.
- Co u ciebie słychać? Martwimy się z tatą
- W porządku. Jestem teraz u znajomych - uśmiechnęłam się do telefonu patrząc na wymalowanych chłopaków.
- Skarbie Kyle o ciebie pytał. Powiedzieliśmy mu, że jesteś w Kanadzie u Mika
Głośno przełknęłam ślinę. Ręce mi zadrżały
- Co? - wreszcie wydusiłam z siebie
- No Kyle był u nas - powtórzyła kobieta
- y..M..Mamo.. Jak muszę kończyć. Pa - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
- Sorry chłopaki, ale teraz pójdę do siebie - szepnęłam i czym prędzej pobiegłam do swojego pokoju. Już po chwili słone łzy zalały moje policzki. Tak cholernie się bałam. Wbiegłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Schowałam twarz w poduszkę i cicho płakałam. Zaraz ktoś zapukał do mojego pokoju i uchylił lekko drzwi.
- Można? - szepnął niepewnie.
Nic nie odpowiedziałam. Dalej wtulałam się w poduszkę
- Uznam to za potwierdzenie - cicho się zaśmiał
Po chwili poczułam jak łóżko delikatnie się zapada. Zaczął gładzić dłonią moje plecy
- Co się stało?
Spojrzałam na niego przez załzawione oczy. Nie był już pomalowany. Uśmiechnęłam się i mocno w niego wtuliłam.
- Mama powiedziała Kyle'owi, że tu jestem - wyszeptałam zachrypniętym głosem
- Spokojnie śliczna. Przy nas nic Ci się nie stanie - uśmiechnął się gładząc dłonią moją głowę
Chwilę siedziałam w jego uścisku i uspakajałam się. Mój stan powoli wracał do normy
- Mike! - wszyscy krzyknęli jakby dawali nam do zrozumienia, że mamy zejść na dół.
- Chodź...twój brat przyjechał. - powiedział całując mnie w czoło.
Zeszliśmy na dół. Wskoczyłam na brata i mocno go uściskałam.
- Stęskniłam się - uśmiechnęłam się nie dając po sobie poznać, że przed chwilą płakałam.
- Ja za tobą też mała - wyszczerzył się.
W koncu oderwałam się od brata ten spojrzał 'wrogo' na chłopaka, ale zaraz uściskali się.
Zrobiłam obiad chłopakom i wyszłam do przyjaciół. Wspólnie wybraliśmy się nad jezioro.
Tydzień później
Zapomniałam o cały Kyle'u. Przez cały ten tydzień imprezowałam, rzadko spędzałam czas z chłopakami...w szczególności z Justinem. Odkąd przyjechał Mike cały czas mnie chyba unika. Dostałam sms z nieznanego mi numeru.
''Przyjdź nad jezioro zaraz będziemy. Piszę od mamy. C ''
Przecież dopiero się wszyscy widzieliśmy! Krótkie spodenki zamieniłam na rurki. Zbiegłam na dół
- Wychodzę - krzyknęłam do brata
- Gdzie idziesz?
- Nad jezioro
- Ciemno już jest
- Boże Mike! Masz numery do moich przyjaciół. - rzuciłam i chwytając kurtkę wybiegłam z domu. Dochodziła już dziesiąta, ale na zewnątrz dalej było jasno. W końcu dotarłam nad jezioro. Mijając dom Justin zauważyłam, że idzie do niego Caitlin. Pewnie znowu się zeszli. Zagryzłam mocno dolną wargę i szłam dalej. Co ja sobie wyobrażałam, że co? Ten pocałunek niby miał coś znaczyć? Dla mnie, a i owszem, ale dla niego to była raczej zabawa. Siedziałam na piasku wpatrując się w jezioro. Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Cassie
- Cassie?
- Mhmm
- No gdzie jesteście?
- A gdzie mamy być?
Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy poczułam silny ból w szczęce. Odwróciłam się i ujrzałam Kyle.
- Co.Co.Co ty tu robisz? - wydukałam odchodząc od chłopaka
- Mówiłem, że dokończymy to co zaczęliśmy - uśmiechnął się szyderczo.
- Odejdź! - krzyknęłam
- Nikogo już tu nie ma - zaśmiał się
- Nie trudno było Cię znaleźć. Wyobraź sobie, że mam tu kumpli, którzy opowiedzieli mi trochę o tobie.
- Będziesz tego żałował - szepnęłam i zaczęłam uciekać, ale zaraz chłopak przewrócił się na mnie mocno dociskając mnie do ziemi.
- Teraz będziesz moja - szepnął mi do ucha
- Proszę! Zostaw mnie! - krzyczałam próbując się podnieść.
Blondyn w pośpiechu zaczął rozpinać mi spodnie, a później koszulę. Był tak zdeterminowany, że odciął wszystkie guziki za jednym zamachem scyzorykiem
- Błagam! - krzyczałam, a po moich policzkach spływały łzy.
Cholernie się bałam, że w końcu zrobi mi krzywdę. Udało mi się podnieść, ale zaraz kolejny raz oberwałam w szczękę pod wpływem czego moja twarz obróciła się w lewo. Kolejny cios i kolejny.
- Ty pieprzona suko! - krzyczał nie przestając mnie kopać po brzuchu. W ustach czułam już krew.
- Proszę! Zostaw mnie - jęknęłam z bólu
- Zerżnę Cię jak ostatnią ku*wę!
Moje policzki całe były zalane łzami. Czy tak skończę? Zostanę zgwałcona? Nie chcę jeszcze umierać! Nie mogę zostawić swoich rodziców, przyjaciół, brata. Skuliłam się uniemożliwiając zadawanie ciosów przez chłopaka. Zebrałam się w sobie i złapałam za nogę chłopaka przewracając go. Jednak te wszystkie kłótnie i bijatyki z bratem na coś mi się przydadzą. Kyle przewrócił się, a ja w tym czasie nie zważając uwagi na ból jaki zawładnął nad całym moim ciałem zwinnym ruchem podniosłam się i pobiegłam przed siebie. Najbliżej jeziora mieszkał Justin.
- Tym razem mi nie uciekniesz szmato! - krzyczał za mną.
Biegłam ile sił w nogach trzymając się cały czas za żebra. Już po chwili dotarłam do domu szatyna. Mocno zaczęłam walić w drzwi. Nie mogłam nic mówić, prawdopodobnie miałam złamane żebra, samo oddychanie sprawiało mi ból. Nie otwierał. Obejrzałam się za siebie, ale chłopaka już nie było. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja padłam przy samym progu.
- Jessica? - krzyknął szatyn
Tyle pamiętam. Dalej straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero w szpitalu.

3 komentarze: