środa, 3 lipca 2013

ROZDZIAŁ 25

Byłam jednym kłębkiem nerwów. Nie kontaktujemy się z Justinem telefonicznie, wiemy tylko gdzie mamy jechać. Więc...to będzie tak jakby niespodzianka.
- A ty gdzie będziesz? - spytałam brata.
- No z wami? - zaśmiał się.
- Chyba sobie żartujesz! - warknęłam.
- Nie spuszczę Cię z oka.
- Boże! Mike! Chcę się zobaczyć z Justinem! Ciebie widuję codziennie - ostatnie słowa wypowiedziałam z obrzydzeniem.
- No i co - zaśmiał się.
- Mike! Proszę Cię, chcę się widzieć tylko z Justinem. - mówiłam błagalnym głosem.
- Nie ma mowy! Wiem co chcecie robić! - powiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Ciekawe co? - krzyknęłam i wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Chcecie uprawiać sex! - powiedział jakby to było coś strasznego.
Nagle poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nie będziemy uprawiali żadnego seksu - szepnęłam.
- Ktoś tu strzelił buraka - zaśmiał się.
- Debil! - warknęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Jesteś za młoda na sex
- Och? Powiedz mi...ile ty miałeś lat kiedy miałeś swój pierwszy raz? - szybko obróciłam się w stronę chłopaka.
- Ja no...to co innego - odpowiedział zmieszany i poprawił się na siedzeniu.
- Nie! Nie jesteś co innego - syknęłam i spojrzałam na zegarek. Dochodzi trzecia.
- Nie pyskuj! - krzyknął i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Och! Prawda w oczy kole!
- Bo zaraz wrócimy!
- A sobie wracaj! - krzyknęłam patrząc w szybę.
- Okej - mruknął i zakręcił.
Mocno zacisnęłam zęby.
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam.
Chłopak mnie ignorował.
- Powiedziałam, zatrzymaj się! - wrzasnęłam i odpięłam pas.
Nadal mnie ignorował. Już otwierałam drzwi, kiedy nagle stanął. Szybko wysiadłam z samochodu, otworzyłam tylne drzwi i zabrałam swoją torbę.
- Gdzie ty się wybierasz? - brunet wysiadł z samochodu.
- Jak najdalej od Ciebie! - krzyknęłam i szłam w stronę, w którą przed chwilą jechaliśmy.
- Nie wygłupiaj się! - krzyknął.
Nie odwracając się pokazałam mu środkowy palec.
Pieprzony idiota. Co on sobie myśli? Nie jest moim ojcem! Sama sobie pójdę do Justina.
- Wsiadaj do samochodu. Jest ciemno. - przede mną pojawił się samochód Mike'a.
- Nie! - warknęłam i szłam dalej.
- Nie pytałem Cię o zdanie! Wsiadaj do samochodu - warknął.
- Pierdol się - przeklęłam.
Po chwili samochód został w tyle, uśmiechnęłam się sama do siebie i szłam dalej, aż poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie, by po chwili przerzucić sobie przez ramię.
- Puść mnie ty...ty...ty pieprzony, nadopiekuńczy idioto! - wydusiłam z siebie.
Po chwili siedziałam już w samochodzie.
- Jeszcze nie przekroczyliśmy Stanów - rzucił oschle, zamykając drzwi od samochodu.
- Nieważne - rzuciłam i odwróciłam głowę w stronę okna.
- Przepraszam - szepnął.
- Coś mówiłeś? - odwróciłam się w jego stronę wydymając usta.
- Przepraszam - powiedział niechętnie.
- Nie słyszę - przystawiłam rękę do ucha, żeby lepiej go słyszeć.
- Przepraszam, okej? - powiedział głośno.
- Okej - uśmiechnęłam się triumfalnie i patrzyłam na migający mi przed oczami, obraz.
- Nie będziesz z nami w jednym pokoju, prawda? - zagryzłam dolną wargę patrząc w okno.
- Nie - jęknął. - Pójdę sobie gdzieś na imprezę.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się lekko i wygodnie rozsiadłam.
W końcu po trzech godzinach zasnęłam. Kiedy się już obudziłam powoli robiło się ciemno.
- Która godzina? - szepnęłam i przetarłam oczy.
- Dochodzi siedemnasta - powiedział ziewając.
Spojrzałam przez okno, powoli się ściemnia. Za chwilę będzie wieczór.
- Może ja poprowadzę? - spytałam podnosząc się na siedzeniu.
- O nie, nie, nie! - zaśmiał się. - Nie ma takiej opcji.
- Mike, zaraz zaśniesz za kierownicą.
- Nie prawda. Jeszcze jakaś godzina...i będziemy na miejscu. - ziewnął.
- Mike!
- Jessica, dam radę - chyba sam dokładnie nie wierzył w to co mówił.
- Boże, Mike. Zatrzymaj się. Chcę dojechać cała do Justina!
- Zajedziemy tu na kawę i później poprowadzisz. - powiedział skręcając do jakiegoś baru. Ciekawe czy tu w ogóle podają kawę. Pokręciłam głową, po czym wysiedliśmy z samochodu. Poprawiłam swój ubiór Mike otworzył drewniane drzwi od baru/pubu i puścił mnie pierwszą.
- Och, jaki dżentelmen - parsknęłam śmiechem.
Spojrzałam na wnętrze i aż mną wzdrygnęło.
- Może pojedziemy gdzie indziej? - skrzywiłam się, widząc tu prawie samych mężczyzn, którzy wręcz...rozbierali mnie wzrokiem. Obrzydliwe.
- Och przestań. Idę do ubikacji. Zamów mi kawę - powiedział i zniknął.
No świetnie! Zostawił mnie samą z tymi...obleśnymi facetami. Nie o to chodzi czy się bałam. Po prostu...obrzydzali mnie. Nie uważam się za jakąś panienkę z dobrego domu, ale bez przesady...tu się leje alkohol litrami. Niektórzy ledwo stoją, a drudzy obściskują swoje kobiety. Podeszłam do baru, nie patrząc na nikogo.
- Po proszę kawę na wynos - powiedziałam do starszej kobiety.
- Kawę? - zaśmiała się. - Słońce...spójrz gdzie jesteś. - uśmiechnęła się.
- Bardzo panią proszę. Jestem w podróży- zagryzłam dolną wargę.
Kobieta głośno westchnęła i poszła na zaplecze.
Przeskakiwałam z nogi na nogę, czekając na tego debila. Nie czułam się tu komfortowo.
- Cześć ślicznotko - zaczepił mnie jakiś mężczyzna.
Przewróciłam oczami i dalej wyczekiwałam starszej kobiety.
Po chwili poczułam obcą dłoń oplatającą mnie w pasie, która stopniowo zjeżdżała na mój tyłek. Głośno westchnęłam, obróciłam się w stronę mężczyzny z uśmiechem na twarzy. Złożyłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam mężczyznę.
- Łapy przy sobie! - krzyknęłam do mężczyzny, który trzymał się za krwawiący nos. Wystarczająco jestem podenerwowana, że zaraz spotkam się z Justinem.
- Jessica! - krzyknął Mike.
Och, w samą porę! Serio, nie mógł się pospieszyć?
- Pieprzona dziwka! - krzyknął i wstał.
- Pieprzony frajer! - odszczekałam.
- Wychodzimy! - krzyknął i szarpnął mnie za rękę.
- Ja jeszcze nie skończyłam! - syknęłam.
- Chyba sobie żartujesz, że dałabyś sobie z nimi radę - zakpił. - Masz kluczyki i jedziemy! - rzucił we mnie kluczykami.
- Suka! - krzyknął w drzwiach, kiedy już wsiadałam.
Wstałam i pokazałam mężczyźnie środkowy palec, po czym kolejny raz wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i z piskiem opon odjechaliśmy.

*Justin*
- No chodź z nami - zajęczał Christian
- Źle się czuję - mruknąłem.
- To może załatwimy Ci jakąś panienkę, hm? - wyszczerzył się Bruce.
- Nie, serio. Dzięki chłopaki, ale pójdę spać.
- Jest dopiero dwudziesta. Co ty pierdolisz - zaśmiał się Christian.
- Łeb mnie napierdala. Jeszcze może popracuję - powiedziałem łapiąc się za głowę.
- Świruje! Zaraz pewnie załatwi sobie stado dziwek - parsknął Bruce.
- Idźcie już, co? - zaśmiałem się. - Bawcie się za mnie - dodałem.
- No dobra, jak chcesz, jak coś to dzwoń - powiedział Christian
- Spoko. - rzuciłem i pożegnałem się z chłopakami uściskiem dłoni.
Zamknąłem drzwi i od razu rzuciłem się na łóżko.
- Kiedy ona będzie? - szeptałem do siebie.
Nie mogłem się już doczekać, aż zobaczę moją modelkę. Dlaczego im nie powiedziałem o Jessice? Bo raczej by tego nie podzielali. Zważając na sytuację w jakiej się znajdujemy i ogólnie...nasz zawód nie pozwala na to, by mieć kogoś bliskiego. Wrogowie tylko czekają, żeby zabić Cię od środka, przez najbliższych.

*Jessica*
- Do reszty cię powaliło? - warknął.
- Złapał mnie za tyłek! - krzyknęłam.
- Nie mogłaś mnie zawołać?
- Serio? - zaśmiałam się, patrząc na drogę. - Mogłeś się pospieszyć. Mówiłam Ci, że to miejsce mi się nie podoba.
- Boli ręka? - spytał zmartwiony.
- Trochę.
- To dobrze - powiedział stanowczo.
Z całej siły wcisnęłam obcasem pedał gazu.
- Zwolnij! - warknął.
- Pieprz się. Lepiej zapnij pasy - zakpiłam.
- Masz w ogóle prawo jazdy?
- Oczywiście! - zaśmiałam się, cały czas patrząc na drogę.
Kątem oka dostrzegłam, że Mike właśnie się przeżegnał. Dzięki GPS dojechaliśmy do celu, zaparkowałam z piskiem opono, omal nie uderzając w ścianę. Odpięłam pasy i wyskoczyłam z samochodu.
- Chryste! Nic Ci nie jest? - mówił błagalnym głosem Mike.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Mówiłem do samochodu - syknął i spojrzał na maskę, czy jest cała.
- Wal się - syknęłam i mocno stąpałam po schodkach.
- Wracaj! - krzyknął za mną.
- I jeszcze czego! Miałeś gdzieś jechać! - krzyknęłam do niego, odwracając się na chwilę i w tym momencie potknęłam się o schodek, przewracając się.
- Kurwa - zaklęłam pod nosem.
- Niezdara - zakpił i zaraz pomógł mi się pozbierać.
- Dam sobie radę! Idę do SWOJEGO chłopaka, a ty gdzieś się zabawić.
- Zaraz do was przyjdę, nie martw się. - Zaśmiał się. - Idę nas zameldować.
- O przepraszam Cię kochanie, ale ja mieszkam u Justina.
- Hah. Dobre mi.
Wzruszyłam ramionami i poszłam pod drzwi Justina. Zapukałam i odwróciłam się tyłem. Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Zagryzłam dolną wargę i szybko rzuciłam się na chłopaka oplatając go nogami i zachłannie całując. Szatyn przez chwilę był w szoku, po czym położył dłonie na moich pośladkach i kopnął drzwi, by się zamknęły.
- Miłe powitanie - powiedział między pocałunkami, a po chwili leżeliśmy już na jego łóżku. Nie dane nam było się sobą nacieszyć, aczkolwiek do pokoju WPADŁ, dosłownie WPADŁ Mike.
- Wiedziałem! - krzyknął uradowany, i jednocześnie dumny z siebie.
- Co wiedziałeś? - warknęłam, przeczesując dłonią włosy.
- No siema - ucieszył się Bieber, podchodząc do Mike i mocno go ściskając.
- Że będziecie uprawiać sex - powiedział dumny.
- Przestań oglądać tyle filmów - warknęłam. - Dopiero przyszłam i ...chciałam się jakoś przywitać - powiedziałam siadając na łóżku.
- Ja bym na nią uważał - powiedział Mike, patrząc na mnie kątem oka.
- Hm? - mruknął Justin, siadając obok mnie i obejmując w talii.
- No pochwal się co dzisiaj zrobiłaś. - uśmiechnął się brunet.
- Nic nie zrobiłam. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Najpierw...naskoczyła na jakiegoś faceta w barze. Sorry, ona nawet na niego nie naskoczyła, najpierw mu zajebała!
- Co? - spytał z niedowierzaniem Justin.
- Boże! - przyłożyłam rękę do czoła.
- Pokaż rękę - powiedział Justin.
Głośno westchnęłam i pokazałam mu zaczerwienioną rękę.
- Za co go uderzyłaś? - spytał.
- Y...bo ten kretyn...zostawił mnie tam samą , a jakiś obcy facet zaczął się do mnie dobierać.
- To nie jest powód do bicia - rzucił Mike.
- Och! I kto to mówi! Sam uczyłeś mnie bić - syknęłam.
- Co Ci zrobił? - spytał dociekliwie Justin.
- A czy to ważne? - spojrzałam w sufit.
- Tak?
- Złapał mnie za tyłek.
- Należało mu się - zaśmiał się Justin.
- Stary, oni mogli nas tam zabić! A później prawie zginęliśmy przez nią, bo prowadzi jak szalona. Nie wiem kto jej dał prawo jazdy.
- Ale ona nie ma prawa jazdy - zaśmiał się Justin.
- Huh?
- Nie zdała trzy razy - parsknął śmiechem Justin.
- Nie mów dlaczego! - podniosłam głos.
- Za pierwszym razem stwierdziła, że kierowca ją podrywał, później wjechała w sklep, a następnym razem zatrzymała się na środku ulicy i zaczęła śmiać. - wybuchnął śmiechem szatyn.
- Skąd ty to wiesz? - spytał Mike.
- Bo mi opowiadała - Justin próbował przestać się śmiać.
- Mike! Miałeś gdzieś iść! Chcemy uprawiać sex!
- Bardzo śmieszne! - powiedział z pogardą brunet.
- Tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie szatyn.
- No...przecież tyle się nie widzieliśmy...- zagryzłam dolną wargę.
- Wyłaź! Moja dziewczyna chce się pieprzyć. - Szatyn się podniósł i zaczął wyganiać bruneta.
- Jak już...to kochać! - wtrąciłam się.
- No wyłaź! - krzyknął Justin, starając się wypchać Mike'a
- Żadnego seksu Jessica! - krzyknął Mike.
- Dobrze tato! - zaśmiałam się i poszłam do łazienki obmyć rękę. Stanęłam przed umywalką, przeczesałam włosy palcami i włożyłam dłoń pod zimny strumień wody. Zaraz pojawił się przy mnie szatyn, obejmując mnie w pasie.
- Serio, będzie sex? - mruknął mi do ucha, podczas kiedy ja cały czas chłodziłam dłoń.
- Nie - zaśmiałam się. - Żartowałam. - dodałam.
- Na pewno? - wyszeptał uwodzicielsko i mocno mnie do siebie przycisnął.
Spojrzałam w nasze odbicie.
- Tęskniłem - zaczął obsypywać moją szyję mokrymi pocałunkami.
- Justin. Nie przyjechałam tu tylko i wyłącznie po to, żeby uprawiać sex. Stęskniłam się.
- Ja też. Możemy się kochać i rozmawiać - zaśmiał się i włożył ręce pod moją koszulę, jeżdżąc nimi po moim nagim brzuchu. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Justin...- szepnęłam. Serce waliło mi jak młotem, a oddech był urywany.
- Shh...- dmuchnął po mojej szyi, przez co przeszedł mnie dreszcz. Po chwili odwrócił mnie do siebie i przyparł do umywalki, trzymając dłonie na moich biodrach.
- Ślicznie dziś wyglądasz - uśmiechnął się czarująco, przekrzywiając głowę w bok.
- Dzięki - szepnęłam i patrzyłam mu prosto w oczy. - Um...chcę się wykąpać, jestem zmęczona po podróży - powiedziałam spuszczając wzrok w dół.
- Pomogę Ci - zaśmiał się i zaczął rozpinać moją koszulę.
- Poradzę sobie sama - parsknęłam śmiechem.
- Pamiętaj, że zawsze będziesz moja - mruknął, odpinając ostatni guzik mojej koszulki. - Zawsze będę Cię kochał. - dodał, całując mnie w usta.
- Mówisz to jakbyśmy się żegnali. - powiedziałam smutno.
- Po prostu chcę, żebyś to wiedziała - uśmiechnął się i położył ręce na mojej tali.
- Okej, już wiem - zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta. - Czy mogę się już wykąpać?
- Pod warunkiem, że ze mną - puścił mi oczko.
- Wiesz...chyba skorzystam z łazienki u Mike'a - poruszałam brwiami.
- Nie, dobra...okej! - natychmiast mnie puścił. - Ale szybko!
- Nooo - przeciągnęłam. Już po chwili byłam sama w łazience.
Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Starałam się to zrobić jak najszybciej. Już po chwili byłam owinięta w ręcznik i poprawiałam swoje włosy, zaczęłam rozglądając się za bielizną, aż zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą torebki z ciuchami na zmianę. Spojrzałam na siebie, ręcznik ledwo zakrywał mi uda. Serio? Zawsze muszą być takie krótkie. Delikatnie uchyliłam drzwi, Justin siedział na łóżku tyłem do drzwi i robił coś na laptopie. Przełknęłam głośno ślinę i na palcach poszłam po swój telefon. Kiedy byłam już przy łóżku, podłoga mocno zaskrzypiała. Zacisnęłam powieki z nadzieją, że jestem niewidzialna.
- Mrr - zamruczał.
- Ja tylko po telefon - szepnęłam. Złapałam za telefon i już chciałam wracać, kiedy Justin pociągnął mnie za nadgarstek i mocno do siebie przyciągnął.
- Gdzie idziesz? - wymruczał, całując moją szyję.
- No..ten...muszę zadzwonić do...Mike'a, bo...nie wzięłam ciuchów z auta. - zagryzłam dolną wargę.
- Nie są Ci potrzebne - uśmiechnął się lubieżnie.
Przewróciłam oczami i wybrałam numer do brata.
- Mike, przynieś mi rzeczy z samochodu - powiedziałam do telefonu patrząc na Justina, który zaraz wyrwał mi telefon z dłoni.
- Nie będą jej potrzebne - rzucił i szybko się rozłączył, po czym wziął mnie na ręce i położył na łóżku, a sam zaraz zawisł nade mną.
- Justin, złaź ze mnie! - warknęłam i próbowałam zepchnąć z siebie chłopaka.
- Nigdy - zaprzeczył i przykleił się do mojej szyi.
- Przestań, to łaskocze! - śmiałam się kiedy ssał moją szyję. - Justin! - wydukałam.
Nagle ktoś mocno uderzył w drzwi, ponieważ były zamknięte na klucz.
- Jessica? - krzyczał Mike. - Otwierajcie te cholerne drzwi - nadal walił.
- Przyszły moje ciuchy - zaśmiałam się.
Szatyn przewrócił oczami i zszedł ze mnie.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- Nic Ci nie jest? - spytał wystraszony Mike.
- Dzięki za ubrania - zaśmiałam się i wystawiłam rękę w jego kierunku po torebkę. Ale ma chłopak refleks.
- Justin nic Ci nie zrobił? - dalej dopytywał.
- Nie! Daj mi w końcu te ubrania - zaśmiałam się, a zaraz za mną pojawił się szatyn.
- Mówiłem, że niepotrzebne jej będą - zaśmiał się wrednie.
- Jak chcesz, to mogę Ci dać coś swojego? Mam długie bluzki i wiesz.
- Nie Mike, dam rade - uśmiechnęłam się.
- Sami sobie poradzimy - wyszczerzył się szatyn, kładąc rękę na moim pośladku, tak aby nie zauważył tego Mike.
- Zamknij się kretynie - warknął Mike.
- To my wracamy do siebie, ty do siebie - zaśmiał się Justin ciągnąc mnie do tyłu.
- Ale...Justin!
Już po chwili szatyn stał pod drzwiami i starał się je zamknąć.
- To się chociaż zabezpieczcie! - krzyknął Mike i po chwili walenie ustało.
Głośno westchnęłam i poszłam do łazienki i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam w swoje odbicie, kręcąc głową z rozbawieniem. Kiedy już byłam ubrana w bieliznę, mogłam wyjść.
- No, to to ja rozumiem - zaśmiał się szatyn, oblizując usta.
Zagryzłam dolną wargę i weszłam do niego na łózko, siadając na nim w rozkroku. Pochyliłam się i zaczęłam go namiętnie całować. Zaczesałam włosy na jeden bok i przeniosłam się na szyję brązowookiego, nie musiałam długo czekać, aż zacznie wszystko odwzajemniać. Słychać było jego ciche mruczenie, a jego ręce cały czas ściskały moje półnagie pośladki, od skąpej bielizny.

4 komentarze:

  1. Dobra! To jest mój ulubiony rozdział xD
    Zaraz zobaczymy moją reakcję na 26 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham kocham kocham!!!! <3 cudownie piszesz :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno sie tak nie usmialam ! Az screen polecial jak byla mowa o prawo jazdy hahaha

    OdpowiedzUsuń