środa, 3 lipca 2013

ROZDZIAŁ 24

- Masz wyjątkową urodę. Takich dziewczyn szukam - zaczął mężczyzna.
Mrugnęłam szybko oczami. Ja i wyjątkowa uroda? Hah! Dobre mi!
- Marzyłaś kiedyś o tym, żeby zostać modelką? - spytał.
- Umm...no tak, jak każda nastolatka, ale raczej nie miałam zbyt duże kompleksy, żeby się zgłosić - uśmiechnęłam się serdecznie.
- Ty? kompleksy? - zakpił.
- Och, nie widział mnie pan dwa lata temu - zaśmiałam się. - byłam małym grubaskiem.
- Mów mi Dominic - uśmiechnął się. - Co wpłynęło na Ciebie, żeby zrzucić kilka kilogramów? - spytał drapiąc się po brodzie.
- Nowe otoczenie, i moja osobista motywacja do bycia lepszą.
- Hm...ciekawe - pokiwał głową. - Tak więc...chciałabyś z nami współpracować?
- Musiałabym się zastanowić. To dla mnie zbyt dużo, żeby odpowiadać teraz.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Nie wiem? trzy dni?
- W takim bądź razie czekam na twój telefon.
- Dziękuję. - wstałam i uściskałam dłoń mężczyzny.
- Do zobaczenia - puścił mi oczko, po czym wyszłam z jego gabinetu.
- I jak, jak? - pisnęła Cassie.
- Spokojnie - zaśmiałam się i weszłyśmy do windy.

*Justin*
- Christian! - krzyknąłem szczęśliwy.
- Bieber! Kope lat! - zaśmiał się chłopak i mocno klepnął mnie w plecy.
Razem wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy do niego do domu.
- Co Cię do mnie sprowadza? - spytał, patrząc na drogę.
- Chodzi o Nick'a - szepnąłem.
Christian od razu mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Co z nim? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Znalazł mnie.
- Co kurwa? Jak! - krzyknął.
- Nie wiem! Dlatego wyjechałem, i potrzebuję twojej pomocy. Musimy to załatwić raz a porządnie.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! - walił w kierownice.
- Ciebie pewnie też zacznie szukać.
- Leila ledwo się pozbierała. - syknął.
- Dlatego musimy go w końcu załatwić - powiedziałem stanowczo. - A właśnie, co z nią?
- Mieszka dalej z rodzicami, rodzice nie chcą, żeby się ze mną widywała. To nawet lepiej, nie ściągnę na nią więcej kłopotów. W naszym zawodzie nie można mieć rodziny, trzeba się od niej odizolować, bo oni tylko czyhają, żeby Cię zranić poprzez bliskich.
Pochłaniałem każde jego słowo. Ma rację, tak już jest w tym zawodzie. Dlatego uciekłem jak najszybciej, żeby nie mógł mnie powiązać z Jessicą, o ile JUŻ tego nie zrobił. Nie wybaczę sobie, jeśli kolejny raz coś jej się stanie przeze mnie.
W końcu dojechaliśmy do domu Beadlesa. Christian jak zwykle zaparkował byle jak auto i wysiadł. Po chwili znaleźliśmy się już w jego domu.
*Po 3 tygodniach*
- Znaleźliście go? - warknąłem drapiąc się po karku.
- Nie! Szukamy - odszczekał Austin.
- Ty! Bieber! Chodź, znalazłem Manuela - Krzyknął Elijah.
Szybko pobiegłem do chłopaka.
- Gdzie jest?
- Um...Floryda? - zaśmiał się.
- Christian! Zbieraj się, jedziemy na Florydę! - krzyknąłem do blondyna.
- Co? Po co? - spytał z pełną buzią jedzenia.
- Manuel tam jest. Zbieraj się i jedziemy - powiedziałem i pobiegłem do 'siebie' na górę. Spakowałem potrzebne rzeczy i broń, po czym zszedłem na dół. Zastanawiacie się, po co mi Manuel? A więc...potrzebni nam są ludzie, żeby zniszczyć Nicka. Nie ważne, że Manuel jest moim wrogiem, muszę zniszczyć Nicka i chronić Jessice. Wzięliśmy ze sobą jeszcze Bruca i czym prędzej wyjechaliśmy.
- Pomorze nam? - spytał Christian.
- Musi - warknąłem.

- Gdzie to ma być? - zaczął Bruce.
- Mmm...gdzieś tutaj - szliśmy chodnikiem, a po prawej stronie były pokoje hotelowe. Sprawdziłem ostatni raz na telefonie, numer pokoju, i w końcu go znaleźliśmy. Grzecznie zapukałem, a już po chwili w drzwiach pojawił się Manuel z pistoletem w dłoni.
- A ty tu czego? - warknął.
Popchałem go na bok i wszedłem z chłopakami do pomieszczenia. Nagle wszyscy się poderwali i skierowali w nasze głowy pistolety.
- Sorry dziewczyny, nie mam czasu na zabawy - zaśmiałem się i w tym momencie usłyszałem, hak wszyscy odbezpieczyli bronie.
- Spokojnie chłopaki - usłyszałem za sobą Manuela. - O co chodzi? Chyba nie przyszedłeś mnie błagać o śmierć - zaśmiał się, a wraz z nim jego ludzie.
- Widzę, że nadal trzymasz się żartów - zakpiłem. Oblizałem spierzchnięte wargi. - Potrzebuje twojej pomocy.
- Hah! Nie wierze, Justin Bieber przychodzi do mnie o pomoc - parsknął śmiechem.
- Nie wkurwiaj mnie! - syknąłem. - Chodzi o Nicka, z tego co mi wiadomo, to też zalazł Ci za skórę.
- Wyjdźmy na zewnątrz - rzekł i razem wyszliśmy, zostawiając w pokoju swoich ludzi.
- O co chodzi? - spytał, odpalając papierosa. - Trzeba w końcu zrobić z nim porządek.
- No co ty nie powiesz - wypuszczając dym z ust. - Ale po cholerę Ci ja?
- Bo sam nie dam rady. - powiedziałem i włożyłem dłonie w kieszenie spodni.
- Wiesz co robi.
- Wiem, mi też się to nie podoba, ale...teraz znalazł sobie dobrych ludzi, nie da się go ruszyć - odpowiedział.
- To nie ściana - zaśmiałem się. - Wszystko się da, tylko trzeba chcieć.
- Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. - powiedział zaciągając się papierosem.
- Dzięki - uściskałem chłopaka i poklepałem go po plecach.
- Czego Ci potrzeba? - spytał.
- Zbierz tyle ludzi, ile możesz. Zaczniemy po cichu, a później uderzymy.
- Spoko - powiedział i zdeptał niedopałek, po czym weszliśmy do pokoju. Wszyscy stali na baczności i przyglądali się sobie nawzajem, gotowi skoczyć sobie zaraz do gardeł.
- Chłopaki, będziemy współpracować z Justinem - ogłosił Manuel.
- Postarajcie się znaleźć Nicka - powiedziałem. - Przez jakiś czas tu będę. Masz do mnie kontakt. Dzwon jak coś - dodałem na wychodne i wszedłem ze swoimi chłopakami.
- Co my tu będziemy robić? - spytał Christian wsiadając do samochodu.
- Muszę się tu z kimś spotkać - uśmiechnąłem się na samą myśl, że jutro spotkam się z Jessica. Na razie pisaliśmy ze sobą tylko listy, to było chyba najbezpieczniejsze.
- w interesach oczywiście - odchrząknąłem.
- Mhm - pokiwali głowami.
Zatrzymaliśmy się w jakimś tanim motelu. każdy ma osobny pokój. Wysłałem Mike'iemu wiadomość z adresem, po czym odłożyłem telefon na bok i wpatrywałem się w sufit, nie mogąc się już doczekać kiedy zobaczę Jessi. Nie myślcie sobie, że Mike tak od razu się na to zgodził. Długo go o to prosiłem, aż w końcu się zgodził. Dochodziła właśnie pierwsza, jeszcze piętnaście godzin.

*Jessica*
Boże! to już dzisiaj! za niedługo go zobaczę. Miesiąc się już nie widzieliśmy. Jestem już dobrze spakowana i czekam, aż w końcu pojedziemy. Ten wyjazd na pewno długo pozostanie w naszej pamięci.
- Mike! możemy już jechać? - krzyknęłam.
- Nie - warknął.
- Błagam, braciszku kochany - złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Zaraz, muszę coś zjeść .
- Mike, nie mecz jej i jedzcie już - zaśmiał się Chaz.
- Muszę zjeść - warknął.
Głośno westchnęłam i opadłam bezwładnie na kanapie obok Chaza.
- Spokojnie mała- uśmiechnął sie Alfredo.
Po godzinie w końcu ruszyliśmy, zostawiając chłopaków samych w domu.
Cholera, ale się denerwuje, sama nie wiem czym. Pewnie się zastanawiacie jak moja 'kariera modelki'? Zgodziłam się, zrobili mi już parę zdjęć. Jestem nawet na okładce gazety o modzie. Ale czy z tego będę żyć? Na pewno nie.

1 komentarz: