- Czy ktoś mi wytłumaczy co tu się dzieje? - usłyszałem za sobą głos Riah.
- Co TY tutaj robisz? - W końcu się odezwała Jess.
- Zapytaj swoją przyjaciółkę - warknąłem i kiwnąłem głową na dziewczynę.
- Ej! Stary, uspokój się - ktoś szarpnął mnie za ramię
- Lepiej usiądź! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby i popchałem chłopaka, żeby usiadł.
- Jessica! Kim on dla Ciebie jest? - krzyknęła Mia
- To..To..- nie mogła wydusić z siebie słowa
Właśnie, kim ja teraz dla niej jestem? Jej byłym?
- To jest kumpel mojego brata - wydusiła
Nagle brunetka wyrwała mi się z uścisku. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego się mnie bała.
- Justin! Ja nie biorę! - krzyknęła łamiącym się głosem
- To nie wygląda jak kumpel brata - spojrzała na nas pytając Riah.
- Dobra! - krzyknęła Jess wystawiając ręce jak w obronie.
- Justin! To jest mój były chłopak! - warknęła i wybiegła z domu z płaczem. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Czym prędzej wybiegłem za dziewczyną.
*Jessica*
Wybiegłam szybko na podwórko. Pochyliłam się opierając ręce na kolanach i łapczywie nabierałam powietrza do płuc, dławiąc się łzami.- Jess - usłyszałam obok siebie jego ciepły głos. Był już spokojny. Lekko objął mnie w pasie. Otarłam łzy i wyprostowałam się.
- Wyjechałam tu, żeby odpocząć. Justin...duszę się - szepnęłam patrząc na niego przez załzawione oczy.
- Nie zrobiłem tego specjalnie. Nie wiedziałem, że będziesz tu akurat.
- Więc bawisz się w narkotyki...po tym wszystkim? - przełknęłam głośno ślinę.
- To nie tak...ja po prostu...Tylko to mi zostało - szepnął spuszczając głowę w dół.
Głośno westchnęłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że twoi rodzicie płacili za mój szpital?
Chłopak szybko podniósł głowę zaskoczony najwyraźniej moim pytaniem.
- Skąd o tym wiesz? - spytał
- Rodzice mi powiedzieli
- To było jedyne wyjście. Tamten szpital Ci nie pomógł
- Więc dlaczego Jaxon nie jest w Seattle?
- Bo...bo Jaxon sam tego chciał. Nie chciał niczyjej pomocy. - powiedział patrząc w ziemię.
- Bierzesz? - spytał po chwili ciszy.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym brać to świństwo? nigdy tego nie wzięłam z własnej woli - spojrzałam prosto w oczy szatyna i..utonęłam. Justin również patrzył mi w oczy, ale po chwili oderwał wzrok.
- Będę już leciał, mam długą drogę przed sobą. - szepnął.
- Tęsknię za tobą. Naprawdę żałuję to co zrobiłem - mruknął. Podniósł mój podbródek i złożył pojedynczy pocałunek na moich usta, po czym odszedł w stronę samochodu.
Lekko się uśmiechnęłam i wróciłam z powrotem do domu. No przecież, nie pobiegnę i nie rzucę mu się na szyję krzycząc 'wybaczam Ci'' bo powiedział, że żałuje.
- Dlaczego nie mówiłaś, że masz takiego gorącego chłopak? - zaatakowała mnie na wejściu Riah.
- Bo to nie jest już mój chłopak? - warknęłam i usiadłam na kanapie.
- Boże, a ja się tak starałam o jego względy - zaśmiała sie szatynka.
- Teraz jest wolny - mruknęłam. Sama nie wierzyłam w to co mówię.
- Zależy mu na tobie - wypaliła Mia
Podniosłam na nią wzrok.
- Dlaczego tak uważasz? Przecież widzieliście tylko naszą kłótnie.
- Jego mina jak Cię zobaczył. A później...krzyczał na Ciebie bo się martwi - uśmiechnęła się serdecznie.
- Właśnie...z czego on Cię wyciągnął? Brałaś? - spytał Ethan
- Nieważne - szepnęła odwracając wzrok.
- No...nam chyba możesz powiedzieć - lekko podniósł głos, jakby to było coś strasznego, ze nie chcę im czegoś powiedzieć.
- Muszę się zbierać. Za dwa dni wracam. - pożegnałam sie z każdym z osobna i wyszłam.
Jutro wyjeżdżam. Usiadłam na łóżku i odetchnęłam z ulgą. Przed chwilą pożegnałam się z Megan. Zaplanowałyśmy, że następnym razem to ona do mnie przyjedzie. Moje rozmyślenia przerwał głośny dzwonek telefonu. Wyjęłam go z kieszenie i przystawiłam do ucha.
- Tak?
- Boże Jessica! Dom Justina się pali! - wykrzyczała Cass
- Co? - natychmiast wstałam z łóżka, ogarnęła mnie fala gorąca, a serce podskoczyło do gardła.
- Nie wiadomo, czy był w środku. Jessica! Wracaj szybko - krzyknęła roztrzęsiona blondynka do telefonu.
Rozłączyłam się i zaczęłam szybko pakować swoje rzeczy.
- Mamo! - krzyknęłam drżącym głosem.
- Słucham kochanie? - w pokoju zaraz pojawiła się kobieta
- Co się stało? - spytała zaskoczona
- Proszę, zamów mi najszybszy lot do Kanady - wydukałam.
- Do..brze - powiedziała i wyszła z pokoju.
Kiedy już wszystko spakowałam, prędko zbiegłam na dół z walizkami.
- Masz samolot za piętnaście minut. Nie wiem czy zdążymy - powiedziała kobieta i szybko złapała za kluczyki od samochodu.
- Alaric! Jadę z Jessicą na lotnisko - krzyknęła i razem wyszłyśmy do samochodu.
- Co się stało? - ponowiła pytanie szatynka
- Nie teraz mamo - szepnęłam ocierając mokre policzki.
Próbowałam wybrać numer Mike'a, ale nie odbierał. Reszta chłopaków tak samo. Co tu się do cholery jasnej dzieje?
Nogi miałam jak z waty. Muszę się tak znaleźć jak najszybciej.
- Kocham Cię mamo. Przepraszam za kłopoty - powiedziałam i ucałowałam mamę w policzek.
- Pa, Kocham Cię - rzuciła, kiedy już odchodziłam.
Co jeśli Justin był w domu? Nie! Nie! Nie! Nawet tak nie myśl Jess. Biegłam z walizką prze lotnisko i w ostatniej chwili zdążyłam. To wszystko dzieje się tak szybko, że sama się gubię. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. No w końcu chyba nie codziennie widzi się zapłakaną dziewczynę na lotnisku. Teraz na pewno nie dowiem się co z Justinem. Nie można używać telefonów w samolocie. Zostałam ja i mój głupi mózg, który co chwilę wymyślał najgorsze scenariusze. Lot cholernie się dłużył. Już się nieco uspokoiłam, ale serce nadal biło mi jak szalone. Włożyłam słuchawki do uszu i mając nadzieję, że jakoś mnie to uspokoi wygodnie się rozsiadłam w fotelu. Nie skupiłam się nawet na lecącej melodii, co chwilę myślałam o Justinie. Mam tylko nadzieję, że nic mu nie jest. Boże! Nie wybaczę sobie tego, że mu nie wybaczyłam jeśli ostatni raz go widziałam w Nowym Jorku. W końcu mogłam trochę odpocząć i zasnęłam. Obudziłam się przed samym lądowaniem. Wyjęłam szybko walizkę z górnej półki i wybiegłam z samolotu. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu. Kiedy już wybiegłam z lotniska, wyszłam na środek ulicy i łapałam taxi. Podałam adres mężczyźnie i zaraz odjechaliśmy.
Minęło już tyle godzin od pożaru.
- Mike! -krzyknęłam kiedy w końcu odebrał.
- Co się dzieje z Justinem? - spytałam drżącym głosem.
- Jess? Skąd wiesz o Justinie?
- Boże Mike! Co się z nim dzieje? - spytałam bezradna. Po moich policzkach znowu płynęły łzy.
- Jest u nas...- Nie dałam mu dokończyć kiedy się rozłączyłam.
- Może pan szybciej jechać? - spytałam nerwowo bawiąc się kawałkiem materiału od mojej bluzki.
- Przykro mi, ograniczenie prędkości panienko.
- Kurwa! - Przeklęłam pod nosem
Kiedy byliśmy już na miejscu. Szybko zapłaciłam mężczyźnie i wybiegłam z walizką z samochodu. Z rozmachem otworzyłam drzwi.
- Gdzie Justin? - spytałam na wejściu.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Na chwilę przerywając grę.
- W kuchni?? - odezwał się Chaz.
Rzuciłam walizkę w kąt i pobiegłam do kuchni. Boże! Co za ulga, widząc go żywego i całego.
- Justin! - krzyknęłam przez płacz i mocno wtuliłam się w szatyna.
- Jessica? Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Bieber odsuwając mnie od siebie lekko.
- Cassie zadzwoniła do mnie, że twój dom się pali. Bałam się o ciebie - powiedziałam na jednym tchu.
- Ale miałaś wrócić dopiero jutro - przytulił mnie ponownie szatyna.
- Boże! Martwiłam się o ciebie kretynie! A ty jak gdyby, nigdy nic. Siedzisz sobie z chłopakami i grasz w gry, kiedy twój dom się pali? - krzyknęłam ocierając swoje mokre policzki.
- To było ukartowane - wtrącił się Mike
- Co? - spytałam z niedowierzaniem
- Justin musi na jakiś czas zniknąć, więc ukartowaliśmy, że się spalił.
- I nie mogliście mnie poinformować? - wydarłam się.
Emocje jakie we mnie się teraz zebrały, były nie do opisania. Miałam ochotę ich wszystkich rozszarpać.
- Idioci! - warknęłam, odepchnęłam od siebie szatyna i poszłam na górę. To ja na łeb na szyję szybko tu leciałam, a oni sobie grają w gry szczęśliwi. Ścierałam kolejne porcje łez z policzków i powoli się rozpakowywałam. Zajęcie przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę - szepnęłam i spojrzałam na drzwi.
- Przepraszam, że Ci nie powiedzieliśmy - do pokoju wszedł Justin.
- Co wyście sobie myśle....- nie dane było mi skończyć, kiedy w moje usta wpił się szatyn.
HAHAHAH ,. XXD
OdpowiedzUsuńAle się ich żarty trzymają kretyni
OdpowiedzUsuń