wtorek, 2 lipca 2013

ROZDZIAŁ 19

- Jessy? - spojrzał na mnie zdziwiony Mike.
No tak, musiałam wyglądać strasznie! W nocy płakałam, teraz płaczę! Dobrze, że zasnęłam w ubraniach. Szybko wybiegłam z domu z płaczem.

Kocham ją! Gdybym tylko mógł cofnąć ten pieprzony czas! Zbiegłem za dziewczyną na dół. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na bandytę.
- Justin? Co ty tu robisz? - zapytała Jazzy
- Mike! Co wyście najlepszego zrobili! - wrzasnęła do nich moja siostra.
Wszyscy patrzyli na nią zdziwieni.
- Jazzy, proszę! Ja ją naprawdę Kocham
- Trzeba było myśleć co robisz na plaży! - warknęła i wyszła z domu, zapewne do Jessy.
- Justin, wytłumaczysz mi to wszystko? Mieliście się pogodzić, a moja siostra wybiega z płaczem - powiedział oschle Mike
- Mike, to moja i Jessici sprawa.
- Ale to moja siostra! Nie pozwolę jej zranić żadnemu dupkowi! - krzyknął i szedł w moją stronę.
- Mike! Uspokój się, Justin ma rację. To ich sprawa. Jessy jest bezpieczna z Jazzy - powiedział Alf.
- Mów co jej zrobiłeś! - krzyknął brunet
- Nic!
- To dlaczego ku*wa płacze?!
- Widziała jak...prawie całowałem się z inną. - szepnąłem
- Co ku*wa! Co?! - krzyknął i przygwoździł mnie do ściany.
- Mike! To ich sprawa! - krzyknął Chaz i razem z Ryanem odciągnęli ode mnie bruneta.
- Błagaj ją na kolanach idioto! - warknął Mike

Szłam przed siebie cały czas wycierając mokre policzki.
- Jessy! - usłyszałam za sobą głos Jazzy
- Chcę być sama - krzyknęłam i szłam dalej.
Nagle dziewczyna mocno mnie przytuliła.
- Ćććć - uspakajała mnie
- On nie wie co stracił.
- Jazzy...ja go Kocham - wydukałam
- Wiem kochanie, wiem - przeczesała mi włosy szatynka
- Chodź...wracajmy do domu
- Nie chcę... on tam na pewno jest.
Dziewczyna głośno westchnęła.

- Nic się nie stało mamo - zaśmiałam się nerwowo
- Po prostu was odwiedzę. Przyjadę na dwa tygodnie. Możesz mi zamówić bilet na popołudnie?
- Dobrze kochanie. Czekamy na Ciebie. - rozłączyła się kobieta.
- Jadę do Nowego Jorku na dwa tygodnie, nie mów Justinowi gdzie konkretnie jestem - szepnęłam do brata i ze spuszczoną głową poszłam na górę się pakować. Weszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy do walizki. Dzisiaj wylatuję do Nowego Jorku, muszę odpocząć od tego wszystkiego.
- Tak? - przyłożyłam telefon do ucha
- Skarbie masz samolot za godzinę. Zdążysz?
- Tak. Do zobaczenia i dziekuję - tym samym się rozłączyłam. Właśnie kończyłam pakowanie, kiedy usłyszałam krzyki Justina.
- Gdzie ona jest?! Nie może wyjechać! - słyszałam jego krzyki z dołu
- Justin, uspokój się. Jak myślisz, przez kogo wyjeżdża? - krzyknął Mike
- Jessy! Jessy!
Z moich oczu zaczęły spływać łzy. Dalej pakowałam rzeczy, co chwile ścierając z policzków łzy.
- Puść mnie! Muszę się z nią zobaczyć! - krzyczał szatyn
- Nie! Ona nie chce się z tobą widzieć. Dość już zrobiłeś
- Jessy! - słyszałam łamiący się głoś Justina.
Nagle do pokoju wpadł Bieber i zamknął za sobą drzwi.
- Jessy...wysłuchaj mnie proszę - szepnął opierając się o drzwi
- Jessica! Wpuść mnie - do drzwi dobijał się Mike
Nie mogłam wydusić z siebie słowa, stałam i patrzyłam na Justina.
- Jessica, kocham Cię - powiedział szatyn zamykając drzwi na klucz i idąc w moja stronę.
- Justin, proszę Cię wyjdź. Zaraz mam samolot do Nowego Jorku.
- Nie możesz mnie zostawić, Kocham Cię
- Już to mówiłeś - pociągnęłam nosem i usiadłam na łóżku, a obok mnie Bieber
- Proszę - szepnął i ucałował mój czubek głowy.
Oparłam głowę na jego ramieniu
- Jessica! W porządku? - pod drzwiami dalej stał Mike
- Tak - odchrząknęłam
- Proszę, nie przeżyję bez Ciebie - szepnął
- Nie potrafię Ci drugi raz zaufać, przepraszam - starłam z policzka łzy
- To był błąd, cholernie tego żałuję, ale nie cofnę już czasu
- To wszystko mnie przytłacza...nie radzę sobie z tym wszystkim. Muszę wyjechać.
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
- Nic. Nie potrafię...Muszę już iść.
- Mogę Cię zawieźć?
- Nie...zrobi to Mike - uśmiechnęłam się blado i podniosłam z łóżka. Nachyliłam się jeszcze nad chłopakiem i złożyłam ciepły pocałunek na jego ustach.
- Do zobaczenia - szepnęłam i wyszłam z walizką.
- Zawieziesz mnie na lotnisko? - zapytałam brata
- Jasne, a co z Justinem?
W milczeniu wyszłam z domu ciągnąc za sobą jedną czarną walizkę.
- Wyjeżdżasz przez niego, tak? - spytał Mike odpalając samochód.
- Nie chcę o tym rozmawiać - szepnęłam i patrzyłam w boczną szybę.
Jechaliśmy w milczeniu, tego mi właśnie trzeba było. Weszliśmy na lotnisko, było trochę tłumu.
- To do zobaczenia za dwa tygodnie - uśmiechnęłam się do brata i mocno go uściskałam.
- Szkoda, że wyjeżdżasz, nie zdążyłem się tobą nacieszyć po powrocie - mruknął
- Przecież za dwa tygodnie wracam - zaśmiałam się.
- Muszę już iść - cmoknęłam brata w policzek i poszłam w stronę wejść do samolotu. Podałam swoje dane i weszłam na pokład. Usiadłam wygodnie w fotelu, założyłam słuchawki na uszy i rozpłynęłam się w muzyce.
- Oddaj mi telefon kretynie! - krzyknęłam do Justina
- ''Mmm...widziałaś jak się uśmiecha?'' - czytał na głos moje sms
- E Bieber! Pokaż - zaśmiał sie Chaz
- Nie! - krzyknęłam
- Z kim to moja siostrzyczka flirtuje? - parsknął śmiechem Mike
- Jesteście okropni! - tupnęłam nogą
Justin zrobił to samo przedrzeźniając mnie.
- Zaraz Cię uderzę! - zmrużyłam oczy
Biebs pokazał mi język i głupio się uśmiechnął. Ruszyłam w jego stronę.
- Zabije Cie! - krzyczałam biegając po całym domu za szatynem
- ''Mmm...widziałaś jak się uśmiecha?'' - powtórzył treść mojego sms
- Ty idioto!! - krzyczałam na całe gardło.
Pomyśleć, że kiedyś się tak nienawidziliśmy. To była jedna z wielu kłótni pomiędzy mną, a chłopakami. Na samo wspomnienie się uśmiechałam. Tak o to zasnęłam, myśląc o Justinie.
- Przepraszam, dolecieliśmy już - szturchała lekko moje ramie młoda blondynka.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i szybko wstałam.
- Jessica! - krzyknęła rozradowana mama
- Cześć - uśmiechnęłam się i uściskałam rodziców.
- Na ile przyleciałaś? - spytał ojciec
- Już mnie nie chcecie? - zaśmiałam się
- Na dwa tygodnie
- A co ze szkołą? - spytał
- Mike to załatwi. Możemy już jechać do domu?
- Alaric! Przestań ją zadręczać i jedźmy - mama szturchnęła ojca w ramię.
Wszyscy ruszyliśmy do samochodu.
- Tak się cieszę, że jesteś cała i zdrowa. Nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy wdzięczni rodzicom Justina - uśmiechnęła się mama
- Rodzicom Justina? A co oni zrobili? - popatrzyłam na kobietę ze zdziwieniem i zapięłam pas.
- No...umieścili Cię w najlepszym szpitalu w Seattle
- Co? - przełknęłam głośno ślinę
- W Seattle mają najlepszy szpital - uśmiechnął się ojciec do lusterka.
Boże! Nic nie wiedziałam! Dlatego specjalnie mnie tam zabrał. Zależy mu na mnie...ALE I TAK CAŁOWAŁ SIĘ Z INNĄ.
Po dwudziestominutowej drodze w końcu znaleźliśmy się w domu.

- Kiedy on w końcu przyjedzie? - mruknęłam podpierając się na łokciach na stoliku, na którym były porozstawiane puszki piwa. Nie pije, jeśli o to chodzi. Jest po prostu mała impreza zorganizowana przez starych znajomych. Nie wiedziałam tylko, że wpakowali się w narkotyki. Powoli usypiałam. Podobno koleś, który ma przywieźć im towar jest z Kanady. Trochę ma do Nowego Jorku, że jemu się chce? Riah mówiła, że to niezłe ciacho i ma dobry towar, tyle, że jest niedostępny dal wszystkich lasek. Albo tylko dla Riah! To dopiero flirciara. W końcu usłyszałam upragniony dzwonek przez znajomych. Riah pierwsza poderwała się do drzwi.
- Ej! I tak Ci nie ulegnie - warknęła Mia
Dziewczyna odwróciła się i pokazała blondynce środkowy palec.
- Co wy w nim widzicie? - zaśmiał się Ethan.
- Ja go nie znam - mruknęłam podpierając głowę na rękach opartych na stoliku, obok mnie leżały zużyte hermetyki z nalotem białego proszku. Chyba popełniłam błąd przychodząc tu.
- Nie znasz się! - warknęła Lucy
- Heej - powiedziała zalotnie Riah.
Nawet nie miałam ochoty się odwracać, moje myśli co chwile kierowały sie na Justina.
- Wejdź - zaprosiła prawdopodobnie tego chłopaka do domu.
- Jessy, dobrze się czujesz? - spytała Mia
- Mhm - mruknęłam ledwo słyszalnie
- Ile chcesz? - spytała
Nie usłyszałam ceny.
- A nie można tego załatwić w inny sposób? - zaśmiała się melodyjnie.
Po chwili obok mnie przysiadł się Austin, nachylił się i wciągnął ostatnią kreskę, która mu została.
- Sorry, tylko pieniądze - rzucił chłopak.
Byłam odwrócona do nich plecami, więc nie widziałam co robią.

*Justin*
Odkąd wyjechała Jess, minęło półtora tygodnia. Przez ten czas wróciłem do pracy, pomagałem Mike'owi. Rozwoziłem narkotyki. Dostałem telefon, że potrzebują mnie w Nowym Jorku i dobrze zapłacą. Droga była długa, ale w końcu dojechałem na miejsce. Jak zwykle powitała mnie Riah. Czy ona kiedykolwiek da sobie spokój? Wszedłem do środka, wszyscy byli już nieźle nawaleni. Moją uwagę przykuła brunetka siedząca do nas tyłem. Trochę przypominała mi Jessice, ale Jess nie pakuje się już w narkotyki.
- Kto to? - spytałem szatynkę, z którą miałem się wymienić.
Dziewczyna przewróciła oczami i odwróciła głowę.
- Jessica - podniosła głos, by ją usłyszała.
Nie...to niemożliwe...Ona już nie bierze. Oby to nie była Jess. Przecież, nie tylko ona jest brunetką w Nowym Jorku.
- Co? - mruknęła nie odwracając się do nas.
- Podejdź tu na chwilę. Przedstawię Cię - powiedziała niechętnie.
- Nie masz u niej szans - szepnęła do mnie Riah.
Brunetka się podniosła i odwróciła w naszą stronę.
- No chodź! Ducha zobaczyłaś? - zaśmiała się
- E...E...Ja muszę wracać do domu, mama dzwoniła - wydukała
- Co sie dzieje? - wstała Mia jak dobrze pamiętam.
- Przepraszam na chwile - powiedziałem do szatynki i podszedłem do Jessici.
- Wy się znacie? - zdziwiła się Riah.
- Co ty tu do cholery jasnej robisz? - wrzasnąłem zaciskając dłonie w pięści. Aż się we mnie gotowało. Nie pozwolę na to, żeby wróciła do narkotyków.

2 komentarze: