- Mike! - pisnęłam i szybko uściskałam brata
- Jessica - ucieszył się
- Jazzmyn? - spojrzał zaszokowany na szatynkę stojącą przy aucie
- Cześć - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Gdzie Justin? - popatrzył na mnie marszcząc czoło
- Justin? Justin...jest jeszcze w Seattle - uśmiechnęłam się blado. Po co mam go zadręczać swoimi problemami z chłopakiem? Zresztą wiem jak zareaguje.
- Coś się stało? - spytał odchodząc ode mnie na krok i przyglądając mi się uważnie.
- Mike! Chętnie się czegoś napijemy, podróż była męcząca - wyrwała się Jazzy, przy okazji uratowała mnie przed tłumaczeniem się bratu.
- Ja pójdę do Cassie - uśmiechnęłam się lekko
- Ale zaraz wracaj, stęskniłem się za tobą - powiedział odwracając głowę przez ramię, a zaraz zniknął za drzwiami wraz z Jazzy.
W końcu znalazłam sie pod domem przyjaciółki.
- Dzień dobry, zastałam Cassie? - spojrzałam na szczupłą blondynkę
- Cassie jest w szkole - zaśmiała się
- Och, przepraszam. Zapomniałam - uśmiechnęłam się
- Miło Cię widzieć Jessico
- Do widzenia - uśmiechnęłam się i odeszłam od drzwi.
Czy wszyscy wiedzą gdzie byłam? Może po prostu powiedziała jej Cassie? Pokręciłam głową i kierowałam się w stronę szkoły. Jeszcze nie zapomniałam gdzie się znajduje. Mimo iż ledwo widziałam na oczy, musiałam się zobaczyć z przyjaciółmi. Muszę się komuś wyżalić, bo sama sobie z tym nie poradzę.
- Jessica! - krzyknęła Shay i szybko do mnie podbiegła
- Shay! - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk.
- Jeny! Tak dobrze Cię widzieć! Całą i zdrową! Jaka ty blada! - zauważyła odsuwając mnie od siebie
- Kiedy przyjechałaś? - nie dawała mi dojść do słowa
- Przed chwilą - mruknęłam.
- Pewnie jesteś zmęczona
Przytaknęłam jej głową. Zaraz znalazła się przy nas reszta paczki. Wszyscy mocno mnie uściskali
- Kiedy wracasz do szkoły? - wyrwał sie Ian
- Um...chyba w przyszłym tygodniu, nie wiem...Mike'a muszę zapytać - uśmiechnęłam się blado
- Lucas! Zawieź ją do domu, bo zaraz nam tu zemdleje - powiedziała poważnie Ash
- Racja, chodź Jess. Wszyscy do Ciebie wpadniemy wieczorem - uśmiechnęła się Cassie
- Chyba macie rację, słabo się czuję - jęknęłam.
Lucas objął mnie w pasie i zaprowadził do samochodu, a wraz z nami wsiadła Cass. Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w migający mi przed oczami obraz, rozmyślając nad Justinem. Co teraz będzie? Chyba go ściągnęłam myślami, ponieważ właśnie dzwoni. Nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać.
- A gdzie Justin? - odezwała się Cassie
- Justin jest w Seattle - szepnęłam by się zaraz nie rozkleić
- Jessica? Czy coś się stało? - spytała patrząc na mnie podejrzliwie
- Jestem zmęczona - odpowiedziałam i dalej wpatrywałam się w szybę, a telefon ani na chwilę nie ustępował. W końcu nie wytrzymałam i go wyłączyłam.
- To do zobaczenia o...- spojrzała na telefon blondynka
- O 20:30 może być? - dokończyła
- Jasne - uśmiechnęłam się
- Cassie, ale możesz do mnie wpaść dzisiaj tylko z dziewczynami? - zagryzłam dolną wargę
- Um...jasne, Lucas? Pójdziesz sobie gdzieś z chłopakami - zwróciła się do chłopaka
- Ta jasne - uśmiechnął się
- To do zobaczenia - mruknęłam i wyszłam z auta.
Weszłam do domu. W środku byli już wszyscy kumple Mike'a i Jazzy, czy oni tu przypadkiem nie mieszkają? Popatrzyłam na nich i uśmiechnęłam się blado, po czym bez słowa poszłam na górę. Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. W końcu moje łzy mogły swobodnie lecieć. Tak długo je w sobie trzymałam. Cholera, ale to boli! Co ja sobie głupia wyobrażałam! że co? że to wielka miłość, która będzie trwała wieki? Hah! To się musiało skończyć. Ciekawe czy jest teraz z tą Andreą? Cholernie jest mi przykro! Ale chyba go trochę rozumiem. Kto by chciał mieć dziewczynę, która walczy z uzależnieniem? Na samo wspomnienie o narkotykach przechodzi mnie niemiły dreszcz, aż się boję co on przeżywał ze mną. Skoro jeszcze nie idę do szkoły to pojadę do Nowego Jorku, tak...to mi dobrze zrobi. Nawet się nie obejrzałam jak zasnęłam. Obudziłam się z silnym bólem głowy od płaczu. Poczłapałam do swojej łazienki i wyjęłam z szafeczki za lustrem coś przeciwbólowego. Wróciłam do łóżka i włączyłam telefon. 45 nieodebranych połączeń od Justina i 50 sms. Wszystkie usunęłam. Jest wpół do dziewiątej. Kolejny raz poszłam do łazienki, przemyłam twarz zimną wodą, żeby się obudzić, a następnie weszłam pod prysznic. Ubrałam się i szybko zeszłam na dół.
- Cześć Mike - rzuciłam obojętnie
- Jessi? Możemy porozmawiać?
Zagryzłam dolną wargę
- Gdzie Jazzy?
- Śpi w gościnnym
- Wiesz...zaraz przychodzi do mnie Cassie - lekko się uśmiechnęłam
- Co się wydarzyło w Seattle? - nie dawał za wygraną
- Nic? - udawałam, że nie wiem o co chodzi
- Dzwonił Justin, jutro rano tu będzie. Podobno się pokłóciliście
- Nie pokłóciliśmy! Tylko zerwaliśmy - warknęłam
- Co zrobił? - zapytał spokojnie brunet
- Nieważne! To nasza sprawa, a zresztą...nic już nie ma - powiedziałam i akurat w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Hura! Nie muszę mu się dalej tłumaczyć! Pobiegłam szybko do drzwi i otworzyłam je z rozmachem.
- Cassie - szepnęłam. W moim gardle nagle pojawiła się gula. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Blondynka szybko mnie objęła i zabrała na górę.
- Co się stało? - spytała Shay siadając na podłodze obok mnie.
- Justin...zdradził mnie! - wybuchłam płaczem
- Że co? - spytała z nie do wierzeniem Ash
- Całował się z inną podczas kiedy ja byłam w szpitalu - wydukałam.
- Boże! Jessy, tak mi przykro - przytuliła mnie Cassie
- Co to za jedna? - warknęła Shay
- Nie znam jej, to było w Seattle.
- Ale widziałaś ich? Opowiedz nam to od początku. - powiedziała Ash.
Opowiedziałam im wszystko, a dziewczyny pilnie słuchały i analizowały moje słowa.
- Wracam do rodziców aż do powrotu do szkoły - zakończyłam
- Co?! Nie Jessy! Musisz być twarda! Niech wie co stracił! - wyrwała się Shay
- Myślę, że to jakieś nieporozumienie - oznajmiła Cass
Wszystkie na nią spojrzałyśmy.
- Jessy...kiedy byłaś z Manuelem, nawet sobie nie wyobrażasz jak Justin o Ciebie walczył. Wiesz jak się czuł kiedy weszliśmy do klubu. - dokończyła
- Boże, Cassie! Ale on ją zdradził! Więc chyba, aż tak mu nie zależało - warknęła Shay
- Wiedziałam, że Justin nie jest dla Ciebie - oznajmiła Ash, a ja wybuchłam jeszcze większym płaczem. Dzięki, za takie pocieszenie. Jeszcze bardziej mnie dobiły.
Leniwie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Ta noc była męcząca. Trudno było mi zasnąć. W domu była kompletna cisza, aż miło! Odwróciłam się na bok, a dziewczyn nie było? Co się dzieje? Podniosłam się do pozycji siedzącej, a przede mną siedział Justin. Serce podskoczyło mi do gardła, a w oczach znowu zebrały się łzy. Cholera! Nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę w stanie wylać tyle łez przez chłopaka.
- Czego tu szukasz? - szepnęłam zakrywając się kołdrą
- Jessy...Daj mi to wytłumaczyć - wstał i złożył dłonie jak do modlitwy. Wyglądał na skruszonego, ale trochę za późno na przeprosiny.
- Daj mi spokój! To K-O-N-I-E-C! - podniosłam głos i otarłam łzy. Widząc, że szatyn się do mnie zbliża szybko zeskoczyłam z łóżka kierowałam się ku drzwiom, które Justin szybko zamknął i się o nie oparł.
- Justin! Zejdź mi z drogi! - warknęłam
Szatyn tylko pokiwał przecząco głową.
- Mike! - krzyknęłam na całe gardło.
- Nikogo nie ma w domu.
- Zaplanowałeś to - zacisnęłam zęby ze złości.
- Wyjdź z mojego pokoju i wracaj do tej całej Andreeii - rzuciłam oschle i próbowałam odepchnąć szatyna, ale co ja się będę z nim siłowała? Jest większy ode mnie o głowę i silniejszy!
- Przepuść mnie do cholery jasnej! - krzyknęłam
- Wysłuchaj mnie! Do niczego nie doszło! Nie wiem co we mnie wstąpiło
- Nie obchodzi mnie co z nią robiłeś, ani co w ciebie wstąpiło!
- Jessica, Kocham Cię! - próbował mnie objąć, ale cofnęłam się szybko o krok.
- Jessy, proszę - szepnął łamiącym się głosem.
- Nie Justin, to koniec - odpowiedziałam. Łzy samowolnie zaczęły spływać po moich policzkach
- Nie mów tak - po jego policzku spłynęła słona łza.
- Przykro mi.
- Nie! Nie możesz ze mną zerwać! Za bardzo Cię Kocham! - krzyknął i mocno mnie objął tak, że nie byłam w stanie się wyrwać. Znowu poczułam się bezpieczna. Tak dawno tego nie czułam, brakowało mi tego, a myśl, że ostatni raz go przytulam jeszcze mocniej mnie dobijała.
- Proszę Justin. Sam ze mną zerwałeś - szepnęłam. Stałam jak słup soli, nie dotykałam go w ogóle. Szatyn coraz mocniej mnie ściskał.
- Jessy, ale do niczego nie doszło. Ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać?
- Doszłoby, gdybym się tam nie pojawiła - szepnęłam i zaniosłam się jeszcze większym płaczem.
- Proszę, zostaw mnie już. To boli
- Mnie też boli! Tylko ty możesz sprawić, że przestanie boleć. Błagam! Nie zostawiaj mnie, nie dam rady bez Ciebie
- Dasz radę, skoro ja dam, to i ty też - pociągnęłam nosem. Jego uścisk stopniowo się zmniejszał.
- Jessy, Kocham Cię. Ona dla mnie nic nie znaczyła. Brakowało mi Ciebie...
- Aha. I szukałeś sobie pocieszenia w innej? - odepchnęłam od siebie chłopaka.
- Nie! Wiem, że popełniłem błąd. Gdybym mógł tylko cofnąć czas .
Teraz dostrzegłam, że Justin płacze. On faktycznie żałuje. Ja też go Kocham, ale fakt jest faktem! Całował się z inną, albo nie całował? Ale to nic nie zmienia! Zapomniał nawet odebrać mnie ze szpitala! Cholera, gdzie są wszyscy? Dłużej tu nie wytrzymam! Jeszcze chwila i mu wybaczę!
- Justin...proszę, zostaw mnie - szepnęłam ocierając mokre policzki.
- Nie mogę! Jesteś dla mnie wszystkim. Jessy...jeszcze nigdy nikogo tak mocno nie kochałem - powiedział podchodząc do mnie powoli
- Nie Justin, nie...- cofałam się, aż wpadłam na szafkę
- Jess...przecież do niczego nie doszło
- Ale mogło dojść, i to mnie boli.
- Mogę sprawić, że przestanie.
Był coraz bliżej...
- Może już się pogodzili? - usłyszałam wesoły głos chłopaków
- Jaka cisza! - zaśmiał się Mike
Wyminęłam szatyna i szybko zeszłam na dół.
;>
OdpowiedzUsuńO matko! To jest świetne! ;D
OdpowiedzUsuńKurde oni zawsze muszą im przerwać w nieodpowiednim momencie
OdpowiedzUsuń