wtorek, 2 lipca 2013

ROZDZIAŁ 17

Jessica jest już od tygodnia na odwyku. Moi rodzice załatwili jej najlepszy szpital. Byli tu także jej rodzice, podczas jej pierwszego pobytu w szpitalu. Chcieli ją zabrać do Nowego Jorku, jednak moi staruszkowie ich przekonali, że tutaj będzie miała najlepszą opiekę. Mogę się z nią regularnie widywać, zaprzyjaźniła się z moją siostrą. Widzę u niej poprawy, jednak tamto...co się wydarzyło...zawsze pozostanie gdzieś w niej. Znowu się uśmiecha! Terapia potrwa jeszcze półtora tygodnia. Usiadłem na schodach pod domem i odpaliłem papierosa. W końcu czuję się odprężony. Wszystko wraca do normy. Z uśmiechem na twarzy zaciągałem się papierosem patrząc w niebo. Za niedługo z nią będę tak siedział. Ta myśl mnie podtrzymywała mnie na duchu. Mamy szansę na lepsze. Zadzwoniłem do Mike'a i poinformowałem go o wszystkim. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Odrzuciłem niedopałek na bok i wstałem wkładając ręce w kieszenie. Szedłem przez długi chodnik, aż doszedłem do ogromnej bramy, która otwiera się automatycznie. Wreszcie wyszedłem na ulicę. Muszę zrobić zakupy jakieś dla Jessici. Miałem głowę spuszczoną w dół i szedłem w zamyśleniu, aż na coś wpadłem. Podniosłem wzrok i ujrzałem blondynkę zbierającą jakieś kartki. Szybko przykucnąłem przy niej i pomagałem zbierać kartki.
- Najmocniej przepraszam! - odezwałem się pierwszy
- Nie, to ja przepraszam - spojrzała na mnie dziewczyna i jej policzki momentalnie spłonęły rumieńcem.
- Nic Ci się nie stało?
- Nie, nie - zaśmiała się nerwowo i spuściła głowę w dół wstając z papierami mocno przyciskając je do piersi.
- Justin - wyciągnąłem w jej stronę rękę
- Wiem - uśmiechnęła się nieśmiało
Spojrzałem na nią pytająco.
- Czyżby?
- Dużo dziewczyn o tobie mówi - zagryzła nerwowo dolną wargę
- A mianowicie to co mówią?
- No...że przyjechał brat Jazzy - mruknęła
Zaśmiałem się cicho. To zabawne, jak ta biedna dziewczyna się peszy.
- A ty..?
- Ach...Andrea - uścisnęła nieśmiało moją dłoń.
- Ładne imię - uśmiechnąłem się do dziewczyny, która wlepiała swój wzrok w swoje buty.
Przy takich dziewczynach zawsze czułem się pewniej.
- Do zobaczenia Andreo - uśmiechnąłem się szelmowsko.
- Cześć - szepnęła i odeszła.
Już ją kojarzę. Często ją widywałem jak szedłem do szpitala czy po zakupy. Kilka razy gadała nawet z moją siostrą.
'Zaraz Jus! Co ty robisz? Twoja dziewczyna jest na odwyku i walczy z bardzo poważnym problemem, a ty wyrywasz pierwszą lepszą pannę?' Mówiła mi podświadomość. Faktycznie, co ja robię? Pokręciłem głową i odgoniłem szybko w myślach dziewczynę. Wszedłem do sklepu i wziąłem jogurty, owoce, soki i czekoladki. Zapłaciłem i wyszedłem. Po chwili wsiadłem do auta i pojechałem do szpitala.
- Cześć - uśmiechnąłem się nieśmiało do dziewczyny, która właśnie czytała gazetę
- Cześć - odwzajemniła uśmiech wyglądając zza gazety.
Podszedłem bliżej i cmoknąłem dziewczynę w usta.
- Jak się czujesz?
- Coraz lepiej - odpowiedziała odkładając gazetę
- Cieszę się - uśmiechnąłem się blado
- Justin...ja...wszystko pamiętam - mruknęłam wlepiając wzrok w pościel.
- Przepraszam, że musiałeś się tak przeze mnie nacierpieć.
- Dla Ciebie zrobiłbym wszystko - uśmiechnąłem się
- Nie rozmawiajmy już o tym - dodałem.
- Co mi dzisiaj kupiłeś? - zaśmiała się
- Owoce, soki, jogurty
- Tylko? - skrzywiła się
- I czekoladki - wyszczerzyłem się i dałem jej czerwone pudełeczko
- Kochany jesteś - przytuliła mnie
Och! Jak mi tego brakowało
- Gdzie jest Mike?
- Nie może przyjechać
Dziewczyna westchnęła
- Tęsknię za nim - zagryzła dolną wargę
- Już niedługą stąd wyjdziesz - starałem się pocieszyć brunetkę.
- Twoja siostra jest wspaniała - powiedziała biorąc do czekoladkę
- Wiem - uśmiechnąłem się serdecznie
- Dlaczego nie przeprowadziłeś się z nimi do Seattle?
- Nie chciałem tego wszystkiego rzucać. W Kandzie mam przyjaciół, no i Ciebie oczywiście.

Jessica wychodzi za dwa dni! Od samego rana chodzę uśmiechnięty, nie da mi się zepsuć humoru. Ubrałem się i wyszedłem. Zapukałem do Adreii. Tak, 'zaprzyjaźniliśmy się' Hmm...dlaczego jej jeszcze nie wspomniałem, że mam dziewczynę? Z zadumy wyrwał mnie głos blondynki.
- Justin! - szarpała mnie za ramię
- Przepraszam, zamyśliłem się - zaśmiałem się
- Idziemy? - zagryzła dolną wargę
Dalej się przy mnie czerwieni, może to mnie tak do niej ciągnie? Właśnie idziemy na imprezę na plaży, którą organizuje jej przyjaciółka. Nie mam w domu nic lepszego do roboty, więc...czemu nie? U Jessici już byłem. Kiedy doszliśmy na miejsce impreza już dawno trwała. Muszę trochę odetchnąć...odszedłem trochę od pijanego towarzystwa i usiadłem na piasku wpatrując się w niebo.
- Można? - usłyszałem za sobą głos Andreii
- Jasne - posłałem jej uśmiech
- Jak chcesz to możemy wracać
- Nie...po prostu dawno nie chodziłem na imprezy - zaśmiałem się i rysowałem coś w piasku.
- Justin - zaczęła niepewnie
- Hm? - spojrzałem na nią
Coś ciągnęło mnie do niej. Cholera! Co się ze mną dzieje? Po chwili nasze twarze były coraz bliżej siebie. Lekko przekręciłem głowę w prawo, ona zrobiła to samo.

- Jak mógł zapomnieć! - warknęłam do Jazzy wychodząc ze szpitala
- Och! Zrobimy mu niespodziankę - zaśmiała się szatynka
- Jak się czujesz? - dodała
- W porządku - uśmiechnęłam się
Wyszłyśmy ze szpitala i pojechałyśmy prosto do domu.
- Mamo? Gdzie Justin? - spytała mamę Jazzy kiedy zorientowała się, że nie ma go w domu.
- Poszedł na plażę chyba - uśmiechnęła się ciepło kobieta
- Jessica...tak miło Cię widzieć - uściskała mnie Pattie
- Dziękuję, panią również - odwzajemniłam uścisk
Och, jak mi brakuje mamy i taty! Koniecznie muszę ich odwiedzić. Odwyk wiele mi dał. Jest zupełnie inaczej niż w poprzednim szpitalu.
- Chodz...idziemy na plażę - uśmiechnęła się brązowooka i kierowała się do drzwi
- To on sobie chodzi na plażę, kiedy ja jestem w szpitalu - burknęłam idąc za dziewczyną
- Jessica...daj spokój - zaśmiała się
Nie wiem, miałam jakieś złe przeczucia co do Justina. Cały czas czułam niepokój. Napisałam do Mike'a , że jutro wracam. Czeka mnie jeszcze szkoła! Ciekawe co wymyślił, żeby usprawiedliwić moją nieobecność. Do rodziców też napisałam, że jest już dobrze.
- To tu! Szukaj Justina - uśmiechnęła się dziewczyna wchodząc głębiej na plażę.
- Jessica! Chodźmy...tu go nie ma! - szybko odwróciła moją uwagę Jazzy, była cała blada
- Jazzy! - ktoś zawołał
Szatynka popatrzyła na mnie z bólem, po chwili ktoś do niej podbiegł i przesunął na bok. Odsłoniła mi widok na Justin z jakąś blondynką. Kiedy usłyszał imię swojej siostry szybko się od siebie oderwali. Moje oczy się zaszkliły, po policzkach zaczęły spływać łzy
- Coś się stało? - spytał chłopak, który witał się z Jazzmyn
- Carl...przepraszam, my musimy iść - szepnęła szatynka i szybko złapała mnie za rękę wyprowadzając z plaży
- Jessica! - usłyszałam za sobą wołanie Justina.
Nie odwracałam się, nie mogłam tego zrozumieć. Przecież...mówił, że mnie Kocha...Z moich oczu jeszcze więcej wylewało się łez. Prawie nic nie widziałam.

Cholera! Tylko nie to! Skąd one się tu wzięły. Kiedy tylko usłyszałem imię mojej siostry natychmiast odskoczyłem od Andrei. Do niczego nie doszło. Jessica...ona...widziałem, ze to ją zabolało. Co mi strzeliło do głowy, żeby całować się z Andreą? Tęsknota za Jessicą? Nie...nie mogę tego tak tłumaczyć, a więc jak? Szybko pobiegłem w stronę dziewczyn.

- Jessica! - Justin był coraz bliżej
Nagle Jazzmyn się odwróciła.
- Zostaw nas! Z Andreą sobie jeszcze porozmawiam - warknęła szatynka
- Jazzmyn...Jessica...Błagam - szepnął.
Stał przy nas. Nie odwróciłam się, za bardzo mnie to bolało. Stałam do nich tyłem.
- Jess - szepnął i lekko dotknął mojego ramienia
- Do niczego nie doszło - dodał
- Spieprzaj! - krzyknęłam przez łzy strzepując jego rękę i pobiegłam w stronę domu.
Szybko zaczęłam się pakować.
- Jessica? Co się stało? - do pokoju weszła Mama Justina
- Wyjeżdżam - uśmiechnęłam się smutno
- Tak szybko? Czy Justin coś Ci zrobił? - spytała
- Jessica!! - usłyszałam z dołu.
O nie! On tu jest! Kiedy już spakowałam wszystkie rzeczy, których było bardzo mało, zbiegłam ze schodów na dół. Stali tam Justin i Jazzmyn.
- Jessica, wysłuchaj mnie! - w jego głosie można było usłyszeć, że żałuje, ale...za późno.
- Wracam do Kanady! - warknęłam
- Zawiozę Cię - odezwała się Jazzmyn
- Nigdzie nie jedziesz! - krzyknął Biebs wyrywając mi torbę z rzeczami. W końcu mi ją wyrwał
- Justin! Lepiej ją zostaw! Dość już zrobiłeś! - warknęła szatynka i wyszła ze mną, wołając wcześniej, że wraca na kilka dni do Kanady. Jest dorosła, więc nikt się nie sprzeciwiał.

2 komentarze: