Spojrzałam na szatyna leżącego obok półnagiej czarnowłosej kobiety. Aż się we mnie zagotowało, z policzka spłynęła mi pojedyncza łza, którą szybko starłam. Ja leżę na odwyku, a on już się zabawia z inną? Weszłam po cichu do MOJEGO pokoju i usiadłam na skórzanym fotelu na wprost pary. Wpatrywałam się w nich tępo zaciskając dłonie ze złości na oparciu. Nie musiałam długo czekać...dziewczyna powoli się budziła. Spojrzała na mnie wrogim wzrokiem
- A ty to kto? - spytała
- Nic Ci do tego - warknęłam
Dziewczyna parsknęła śmiechem i pocałowała szatyna w usta.
- Budź się Justinek - powiedziała słodko
- Nie. Całuj. Go! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Miałam ochotę rzucić jej się do gardła.
Szatyn powoli zaczął się wybudzać.
- Y? Bo co? - popatrzyła na mnie zdziwiona
- Jessica? - poderwał się szatyn
- Co. Co ty..? Tu robisz? - spytał zmieszany i zeskoczył szybko z łóżka
- Kto to jest? - spytała piskliwym niemalże głosem dziewczyna
- Spieprzaj z mojego łóżka! - warknęłam, dalej siedząc w fotelu.
- Co? Jesteś siostrą Mike'a?
- Powiedziałam! Spieprzaj stąd! - wrzasnęłam
Dziewczyna przerażona zabrała swoje rzeczy i wybiegła z pokoju
- Jess...to nie tak jak myślisz - powiedział ostrożnie szatyn stający w samych spodniach.
- Jessica? - wpadł do pokoju rozczochrany Mike
- Proszę Cię...nie podchodź teraz do mnie - dawałam nacisk na każde słowo
- Jeesi - wykrzyczał wesoły Chaz
- Oho! Chyba przeszkadzam - zatrzymał sie w połowie mojego pokoju
- Wychodzimy - szepnął Mike i zabrał ze sobą kolegę
- Nie wiem w ogóle co tu robię - tłumaczył się chłopak
- Nie wiesz co tu robisz? Niecałą minutę temu jeszcze leżałeś w MOIM łóżku z jakąś dziwką! - przeklęłam głośno
- Jessica Kochanie...przecież wiesz, że nigdy bym Cię nie zdradził - uśmiechnął się niepewnie Justin idąc w moją stronę
- Skąd mam wiedzieć? Przed chwilą leżałeś w łóżku z inną! Gdzie ja w tym czasie byłam na ODWYKU! - krzyknęłam, a po moim policzku spłynęła łza, po czym wstałam z fotela cała nabuzowana
- Nie zdradziłem Cię! - krzyknął
- Skąd to możesz wiedzieć? Dopiero nie pamiętałeś co tu robisz
- Jestem pewien, że Cię nie zdradziłem. Nigdy bym tego nie zrobił! - krzyknął
Podeszłam bliżej i zamiast z otwartej ręki próbowałam uderzyć pięścią w twarz chłopaka, jednak ten szybko zrobił unik
- Ej...spokojnie - powiedział przeskakując na bok
- Spokojnie? - krzyknęłam, mój oddech był nierównomierny.
- Wypieprzaj razem z tą suką! - wrzasnęłam
- Nie! - postawił się szatyn
Wzięłam wazonik z szafeczki o roztrzaskałam go o ścianę
- Uspokój się! - wrzasnął Biebs
- Ej! - do pokoju wparował Mike
- Wyjdź! - powiedzieliśmy równocześnie w stronę bruneta
- Przepraszam - szepnął i zamknął za sobą drzwi
- Ulżyło Ci? - krzyknął
Jeszcze przed chwilą był taki potulny, a teraz?...krzyczy na mnie!
- Nie prowokuj mnie! - wysyczałam
- Mówię, że Cię nie zdradziłem! To nie zdradziłem! - krzyknął wkurzony
- To ja tu mam być wkurzona! - wrzasnęłam
- Najpierw starałem się wyciągnąć Cię z tego gówna. Prawie trafiłaś do burdelu. Nie widziałem Cię ponad miesiąc. Później trafiasz na odwyk! Nie chcesz sie z nikim widywać, wracasz nagle bez zapowiedzi i wydzierasz się na mnie! Od razu mnie osądzasz! - krzyczał podchodząc do mnie
- Nie podchodź! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Faktycznie miał rację, ale jako, że jestem kobietą to i tak i tak ja mam rację i do błędu się nie przyznam
Brakowało mi argumentów, ale nie poddam się. Nie dam mu tej satysfakcji. Szatyn był coraz bliżej mnie.
- Wynoś się z mojego pokoju! - krzyknęłam
Justin tylko zaśmiał się szyderczo. Stanął na przeciwko mnie, serce waliło mi jak młotem, głośno oddychałam. Po chwili Biebs mocno popchał mnie na ścianę i przylgnął do mnie zachłannie całując. Wplotłam palce w jego włosy i mocno je mierzwiłam. Szatyn uniósł moją prawą nogę do góry, przykładając do swojego biodra. Wszystko działo się tak szybko. Wskoczyłam na chłopaka nie przerywając pocałunku. Dobra...tęskniłam za nim. Przypomniał mi się wieczór kiedy ostatni raz go widziałam. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Poczułam pod sobą coś miekkiego, a więc jesteśmy już na łóżku.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem, bałem się - wyszeptał w przerwach między pocałunkami
- Kocham Cię - szepnęłam i dalej całowałam namiętnie chłopaka. Oplotłam go nogami w pasie i mierzwiłam dłonią jego włosy.
- Cyba się pogodzili - usłyszałam głos zza drzwi
Oderwałam się od chłopaka i głośno westchnęłam.
- Nie odchodź proszę - zaśmiał się
- Ale..oni...czekają - zagryzłam dolną wargę i zrzuciłam z siebie chłopaka, ale zaraz sama na niego usiadłam i powoli się nachylałam. Cmoknęłam szybko szatyna i zeskoczyłam z niego.
- EJ! - zaśmiał się oburzony
Posłałam mu buziaka w powietrzu i poszłam do drzwi łapiąc za klamkę.
- Cześć - uśmiechnęłam się do chłopaków
- Boże Jessica! Tak za tobą tęskniłem! Jak mogłaś zabronić nam widzenia - powiedział oburzony Mike mocno mnie przytulając do siebie
- Przepraszam, ale tak radzili lekarze. - zagryzłam dolną wargę
- Jessii - uśmiechnął się Chaz i od razu zaczął mnie ściskać.
- Za duzo tych czułości - powiedział Justin odciągając mnie do Chaza. Wszyscy się zaśmiali.
- Alfredoo - wyszczerzyłam się i ucałowałam czarnoskórego chłopaka
- Tęskniliśmy - szepnął
- I Ryan! - posłałam chłopakowi promienny uśmiech, po czym ucałowałam go w policzek
- A ja? - spytał Justin robiąc minę małego dziecka
- Później - puściłam oczko szatynowi
- Uuu...- wszyscy krzyknęli
- Ej, ej...bez takich! - parsknęłam śmiechem
- Dziękuję wam za ... za wszystko...Gdyby nie wy...pewnie bym dalej tańczyła, albo coś...- nie skończyłam kiedy szatyn nagle wpił się w moje usta
- Justin! Ja tu jestem - warknął Mike
- Przepraszam - otrząsnął się chłopak śmiejąc pod nosem
- Gdyby nie my...to w ogóle by tego nie było - powiedział Mike spuszczając głowę w dół.
- Nie mów tak - uśmiechnęłam się do brata wtulając się w jego silny tors
- Mam nadzieję, że koleżanki już poszły
- Tak, tak...wszyscy już się zmyli - powiedział Chaz
- I nie chcę tu więcej widzieć półnagich panienek - warknęłam
- Dobrze, już dobrze - zaśmiał się Mike czochrając mi włosy.
Oderwałam się od brata i popatrzyłam na niego
- A więc juz wiesz? - spytałam patrząc mu prosto w oczy i trzymając Justina za rękę.
Brunet przewrócił teatralnie oczami i wypuścił powietrze z ust
- Ta - mruknął
- To świetnie - uśmiechnęłam się promiennie
- Ale nie podzielam tego - dodał
- Musisz to jakoś wytrzymać - wyszczerzyłam się całując szatyna w policzek
- Chodźmy sprzątać - przerwał niezręczną rozmowę Ryan
- Ja...muszę się ogarnąć - uśmiechnęłam się do chłopaków
- Pomóc Ci? - szepnął mi do ucha Justin
- Justin mówi, że sam wszystko posprząta - zaśmiałam się
- Nie! - krzyknął oburzony
Minęły już cztery dni odkąd wróciłam. Czułam cholerny głód. Nie wytrzymałam! Wyszłam z domu oznajmiając bratu, że idę do Shay. Przechadzałam się ciemnymi uliczkami, kiedy napotkałam grupkę chłopaków
- Siema - uśmiechnął się jeden
- Ty...to nie jest ta..? - zaczął jeden
- Jaka ta? - spytał inny przyglądając mi się
- No wiesz....ta, ta
- Nie wiem - odpowiedział
- Nie jestem ta, ta - zaśmiałam się
- Macie może coś? - spytałam przejeżdżając kciukiem po płatku nosa.
- No...widzimy, że panienka nie traci czasu - zaśmiał sie chłopak w kapturze
- Chodź - powiedział
Bez jakiegokolwiek zastanowienia się poszłam za chłopakiem. Teraz najważniejsze było dla mnie, żeby ten cholerny głód minął. Weszłam z chłopakiem do jakiegoś zaułku, a tam stało trzech innych gości.
- Panowie...ta pani potrzebuje się zrelaksować - zaśmiał się
- Masz pieniądze? - spytał chłopak opierający się o ścianę
- Żartujesz sobie? - spytałam oschle
- Możemy to załatwić szybko?
- Jasne, ale najpierw chcę poznać imię ślicznotki - powiedział ten sam chłopak
- A co Ci ono da?
- W zasadzie to nic...ale chcę poznać twe imię
Przewróciłam teatralnie oczami. Zapewne tego nie widzieli, ponieważ panował już mrok.
- Jessica - szepnęłam
- Jessica - uśmiechnął się chłopak
- Miło mi...Ja jestem Christian - powiedział wyciągając w moją stronę rękę. Delikatnie ją uścisnęłam i poczułam, że chłopak coś w niej trzymał. Spojrzałam na swoją dłoń...to był niewielki hermetyk z białym proszkiem. Zagryzam dolną wargę
- Ile chcesz?
- Masz za free...Jak Ci się spodoba to przyjdź do mnie - puścił mi oczko
Szybkim krokiem odeszłam stamtąd i kierowałam się? Hm...Gdzie ja w ogóle idę. Usiadłam na ławce w parku. gdzie nie było żywej duszy i rozsypałam proszek na stoliku do szach, po czym go wciągnęłam. Uniosłam głowę w górę i uśmiechnęłam się sama do siebie patrząc w niebo. Nie musiałam długo czekać, aż towar owładnie moim ciałem. Nawet nie wiem ile tak siedziałam. W końcu zadowolona ruszyłam przed siebie. Znalazłam się pod domem Justina. Zapukałam uśmiechnięta i czekałam, aż szatyn mi otworzy
- Jessica? - spojrzał na mnie zdziwiony
Uśmiechnęłam się zawadiacko i rzuciłam na chłopaka całując przesadnie.
- Jess..Jessii - starał sie coś powiedzieć
Cofałam się z szatynem w stronę kanapy, aż w końcu go na nią popchałam i usiadłam na nim okrakiem.
- Jessica? -patrzył na mnie podejrzliwie kiedy ściągałam mu koszulkę
- Ciii - uśmiechnęłam się do chłopaka i zaczęłam go zachłannie całować
- Jessica! - krzyknął i złapał mnie za nadgarstki
Nie mogłam przestać się uśmiechać. Wszystko było takie piękne, kolorowe...
- Ty jesteś...naćpana - powiedział drżącym głosem patrząc mi w oczy.
HSHSHSHHSSH .X D
OdpowiedzUsuńomg
OdpowiedzUsuń